Paweł Kowalczyk: Gdy biskup decyduje

Autonomia prawa kościelnego nie może prowadzić do wyłączenia przepisów powszechnie obowiązujących, w tym reguł odpowiedzialności cywilnej.

Publikacja: 31.01.2023 11:05

Paweł Kowalczyk: Gdy biskup decyduje

Foto: AdobeStock

W opublikowanym w „Rzeczpospolitej” 26 października 2022 r. artykule „Za przestępstwa seksualne zapłaci diecezja?” prof. dr hab. Lucjan Świto zakwestionował przyjmowaną przez sądy powszechne odpowiedzialność diecezji za doznaną krzywdę w razie skłonienia za pomocą podstępu, gwałtu lub nadużycia stosunku zależności do poddania się czynowi nierządnemu (art. 445 § 1 kodeksu cywilnego w zw. z art. 445 § 2 k.c.). Przepisy te umożliwiają zasądzenie na rzecz osoby doprowadzonej do poddania się czynowi nierządnemu „odpowiedniej sumy tytułem zadośćuczynienia pieniężnego”.

Autor nie podejmuje w istocie analizy podstaw braku odpowiedzialności diecezji. Niezależnie od tego, że formuła artykułu nie daje ku temu dużych możliwości, wydaje się, że rzeczywistym uzasadnieniem stanowiska autora była nie tyle wola wskazania na nieprawidłową – jego zdaniem – praktykę orzeczniczą, co niewłaściwie rozumiana apologia Kościoła katolickiego. W moim przekonaniu autor myli się w obu kwestiach – tak co do zakwestionowania odpowiedzialności cywilnej diecezji (co należy odnieść również do innych kościelnych osób prawnych) za „przestępstwa seksualne”, jak również co do tego, jak Kościół w podobnych sytuacjach powinien się zachować.

Dwie role biskupa

Negując odpowiedzialność diecezji za doprowadzenie przez duchownego innej osoby do poddania się czynowi nierządnemu, ksiądz profesor niuansuje sytuacje, w których działa biskup. Wskazuje bowiem, że powierzając duchownemu wykonywanie określonych zadań duszpasterskich, biskup posiada inny status, niż kiedy działa jako organ diecezji – kościelnej osoby prawnej. Autor twierdzi, że wyrażając zgodę na realizację określonych czynności, np. na udzielenie święceń kapłańskich czy powierzenie urzędów kościelnych, np. na proboszcza, biskup działa w ramach własnych i niezbywalnych kompetencji, „które wynikają stricte z funkcji przypisanych do urzędu biskupa” (określonych przepisami prawa kanonicznego). Nie występuje zatem wówczas jako organ diecezji (art. 38 k.c.).

Tak przedstawiony dualizm ksiądz profesor obrazuje przykładami: z jednej strony udzielenia pełnomocnictwa przez biskupa jako organu diecezji (kościelnej osoby prawnej) w procesie obejmującym roszczenia z umowy o roboty budowlane, a z drugiej wyrażenia zgody na przyjęcie kandydata do seminarium, zgody na udzielenie święceń kapłańskich, ekskardynacji czy inkardynacji do diecezji czy powierzenia urzędu proboszcza. Zdaniem autora kompetencje te zasadniczo się od siebie różnią. Uniemożliwia to utożsamienie tych działalności jako organu kościelnej osoby prawnej ergo nie może skutkować odpowiedzialnością kościelnej osoby prawnej za nadużycia duchownego. Przy czym autor – jak się wydaje – odpowiedzialność kościelnej osoby prawnej za nadużycia seksualne duchownych odnosi właśnie do osobistych kompetencji biskupa, takich jak inkardynacja do diecezji, powierzenie określonego urzędu duchownego czy innych kompetencji duszpasterskich.

Stanowisko to uważam za błędne. Przede wszystkim autor nieprawidłowo uzależnia odpowiedzialność kościelnej osoby prawnej od dokonania określonej czynności, w szczególności czynności prawnej (takiej jak udzielenie pełnomocnictwa). Swoją drogą ksiądz profesor takich czynności nie precyzuje. Tymczasem, uznając odpowiedzialność kościelnych osób prawnych, w ramach których duchowny działał, sądy nie uzależniły jej od konkretnego zdarzenia. Uznały mianowicie, że odpowiedzialność tą, wywodzoną z art. 430 k.c., ewentualnie art. 429 k.c., może uzasadniać ogół okoliczności uzasadniających twierdzenie o powierzeniu duchownemu danych kompetencji. Innymi słowy, nie wystarczyła zatem sama przynależność do stanu duchownego jako określonej grupy zawodowej (podobnie jak psychoterapeutów, nauczycieli czy adwokatów). Gdyby tak było, to stanowisko autora wskazującego na odrębność osobistych kompetencji biskupa wobec duchownego (wywodzonych z regulacji kanonicznych) należałoby uznać za trafne. O odpowiedzialności kościelnej osoby prawnej zdecydowało funkcjonalne powierzenie określonych zadań duchownemu jako osobie podlegającej kierownictwu przełożonego duchownego, działającego również jako organ danej kościelnej osoby prawnej.

Uprzedzając przejście do istoty sprawy, trzeba zauważyć, iż paradoksalnie stanowisko autora rozszerza krąg osób odpowiedzialnych za nadużycia seksualne duchownego o samych biskupów (ewentualnie innych przełożonych, np. zakonnych), niezależnie od odpowiedzialności kościelnej osoby prawnej, w ramach której duchowny działał. Odpowiedzialność osobistą biskupów można bowiem uzasadnić ich osobistymi kompetencjami sankcjonowanymi przez przepisy kanoniczne, dającymi uprawnienia wobec podległych im duchownych.

Argumentacja sądu

Warto jednak najpierw prześledzić tok argumentacji powoływanej na uzasadnienie odpowiedzialności kościelnych osób prawnych przez sądy powszechne. Dostarcza jej obszerne uzasadnienie zapadłego 2 października 2018 r. wyroku Sądu Apelacyjnego w Poznaniu (sygn. akt I ACa 539/18). W judykacie tym sąd uznał, że odpowiedzialność kościelnej osoby prawnej za nadużycia seksualne księdza, należącego do określonej osoby prawnej Kościoła katolickiego (w tym wypadku chodziło dodatkowo o członka zgromadzenia zakonnego), wynika z art. 430 k.c. (odpowiedzialność za podwładnego). Wskazał też, że o tym, „czy do wyrządzenia krzywdy przez księdza doszło przy wykonywaniu powierzonych mu czynności czy też tylko przy okazji ich wykonywania nie decyduje wyłącznie okoliczność, w czyim interesie działał podwładny”.

Nie da się wykluczyć, że w podobnych stanach faktycznych alternatywne zastosowanie mógłby znaleźć art. 429 k.c., a nawet art. 416 k.c. (ten ostatni jedynie w razie uznania odpowiedzialności kościelnej osoby prawnej za winę własną, np. gdyby przełożeni kościelni wiedzieli o przestępstwie i je ukrywali). W przywołanej wyżej sprawie przepisu tego nie zastosowano, gdyż pozwane kościelne osoby prawne nie miały wiedzy o realizowanych przez sprawcę czynnościach seksualnych.

Oceniając odpowiedzialność kościelnej osoby prawnej, Sąd Apelacyjny w Poznaniu odwołał się do przyjmowanej powszechnie na podstawie art. 417 § 1 k.c. szerokiej odpowiedzialności Skarbu Państwa za szkodę wyrządzoną przy wykonywaniu władzy publicznej. Uznał bowiem, że istnieje możliwość przyjęcia stanu wyrządzenia szkody przy wykonywaniu powierzonej czynności także wówczas, gdy wprawdzie podwładny działał w interesie osobistym, ale wykonanie czynności służbowej umożliwiło mu wyrządzenie szkody. Zdaniem sądu „odpowiedzialność kościelnej osoby prawnej na gruncie obowiązującego kodeksu cywilnego nie różni się od odpowiedzialności innych osób prawnych, w tym Skarbu Państwa”.

Odwołując się w tym zakresie do regulacji zawartych w prawie kanonicznym, sąd wskazał, że skoro sprawcy nadużycia powierzono szeroko rozumianą działalność duszpasterską, w tym prowadzenie lekcji religii w miejscowej szkole, to pomiędzy sprawcą a jego przełożonym musiał istnieć stosunek podległości. Bez znaczenia był fakt, że pomiędzy duchownym a jego przełożonym nie zostało udzielone pełnomocnictwo. Duchowny, wykonując powierzone mu czynności, działał w ramach określonej kościelnej osoby prawnej. Wykonywał posługi duchowe, nosił strój duchowny, korzystał z zaufania, jakim obdarzono duchownych itp. Innymi słowy, kościelna osoba prawna, w ramach której sprawca działał (oprócz zgromadzenia zakonnego mogła nią być również diecezja), legitymowała duchownego i jego działania. Nie było tu wymagane umocowanie w formie pełnomocnictwa udzielonego poprzez organ tej osoby prawnej. Do zawarcia znajomości sprawcy i ofiary nadużycia seksualnego doszło bowiem dlatego, że ksiądz nauczał poszkodowaną religii. Estyma, jaką obdarzano sprawcę ze względu na przynależność do stanu duchownego, pozwalała mu na realizację bezprawnych celów. Nie ma tu znaczenia, że do skierowania księdza do pracy w określonym miejscu doszło nie w ramach kompetencji biskupa diecezjalnego jako organu terytorialnej osoby prawnej kościoła, jaką jest diecezja, ale w oparciu o osobiste prerogatywy biskupa.

Stosunek państwa do Kościoła

Państwo uznaje autonomię Kościoła. Powszechnie wskazuje się, że wyrazem tego jest art. 2 ustawy z 17 maja 1989 r. o stosunku państwa do Kościoła katolickiego w Rzeczypospolitej Polskiej (dalej: „ustawa kościelna”): „Kościół rządzi się w swych sprawach własnym prawem” oraz art. 5 konkordatu z 28 lipca 1993 r. „Państwo zapewnia Kościołowi Katolickiemu (…) swobodne i publiczne pełnienie jego misji, łącznie z wykonywaniem jurysdykcji oraz zarządzaniem i administrowaniem jego sprawami na podstawie prawa kanonicznego”.

Poglądy negujące tę odrębność (np. J. Kuźmicka-Sulikowska, P. Machnikowski, „Glosa do uchwały SN z dnia 19 grudnia 2008 r., III CZP 122/08”) moim zdaniem są de lege lata nieuprawnione. Stąd regulacja państwowa słusznie odwołuje się tyko do tych sfer w funkcjonowaniu Kościoła katolickiego, których wymaga prawo powszechne (świeckie). Dotyczy to w szczególności zagadnień korporacyjnych, takich jak osobowość prawna, i wynikających z nich zasad funkcjonowania podmiotów kościelnych. Przejawia się to tzw. cywilizacją prawa kanonicznego, którego przykładem jest uznanie kompetencji Kościoła w samodzielnym określaniu wewnętrznych zasad funkcjonowania kościelnych osób prawnych czy autonomicznej w Kościele katolickim regulacji odnoszącej się do tzw. alienacji dóbr kościelnych (kan. 1295 kodeksu prawa kanonicznego).

Nie wdając się w dyskusję co do prawidłowości takiej regulacji (przeciwko której przede wszystkim świadczy wymóg potrzeby pewności obrotu), trzeba zaznaczyć, że autonomia prawa kościelnego nie może prowadzić do wyłączenia przepisów powszechnie obowiązujących, w tym reguł odpowiedzialności cywilnej, np. art. 429 k.c., art. 430 k.c. Niestety, argumentacja powołana przez księdza profesora prowadzi do wybiórczego traktowania tej odpowiedzialności. Z tej przyczyny nie można jej zaakceptować.

Kościół, rządząc się „własnym prawem”, ma możliwość samodzielnego ukształtowania zasad „w swych sprawach” (art. 2 ustawy kościelnej). Państwo nie ingeruje zatem w takie kwestie, jak decyzja o przyjęciu do formacji seminaryjnej, uzyskanie święceń kapłańskich, inkardynacja czy ekskardynacja z diecezji. Kwestie te nie tylko nie leżą w kompetencji państwa, ale też nie znajdują się w jego zainteresowaniu. Zgodnie z tym to, że zgodę na przyjęcie święceń kapłańskich wyraża biskup, a nie np. kościelny, jest zwykłą konwencją wynikającą jedynie z regulacji kościelnej i poza nią całkowicie niezrozumiałą. Określone ukształtowanie kompetencji biskupa na poziomie wyznaniowym nie może oznaczać jednakże, że jego działania nie będą oceniane przez pryzmat powszechnie obowiązującego prawa. Jest to tym bardziej aktualne, gdy osoba ta (np. biskup diecezjalny) piastuje jednocześnie funkcje organu kościelnej osoby prawnej.

Innymi słowy, wszystkie działania biskupa będącego ustawowo organem diecezji (nawet jeśli nie przybiorą formalnego kształtu), prowadzące do określonego ukształtowania się relacji z podmiotami trzecimi (tak na zewnątrz, jak i wewnątrz Kościoła), będą miały skutek również na gruncie prawnym, nawet jeśli ich charakter jest niemajątkowy (np. odnosi się do czynności wyznaniowych). Skutek taki wywrze więc decyzja o skierowaniu kapłana do pracy w określonej parafii itp. Decyzje te zawierają bowiem dorozumiane udzielenie pełnomocnictw dla duchownego do realizacji zleconych mu zadań. Nie ma tu zatem znaczenia, czy wspomniana decyzja (w szczególności mająca charakter wyznaniowy) wynika z kompetencji osobistych, wyznaniowych biskupa, czy też jego działania jako organu diecezji (art. 38 k.c.).

Jak już zaznaczałem, stanowisko przeciwne prowadziłoby w istocie do wyłączenia stosowania art. 429 i 430 k.c. w odniesieniu do kościelnych osób prawnych (sic!). Zawsze bowiem można by twierdzić, że biskup (przełożony kościelny) nie działał jako organ osoby prawnej (czyli na gruncie porządku powszechnie obowiązującego), ale w ramach regulacji wyznaniowych.

Noblesse oblige

Fakt, że regulacje wewnątrzkościelne określające indywidualne prerogatywy biskupa, na które powołuje się ksiądz profesor, nie zostały „cywilizowane” (ich zastosowanie nie zostało przeniesione do porządku publicznego), nie eliminuje zależności pomiędzy duchownym i przełożonym, będącym jednocześnie organem określonej kościelnej osoby prawnej. W kontekście art. 430 k.c. nie ma zatem różnicy pomiędzy kompetencjami biskupa delegującego kapłana do określonych zadań duszpasterskich (np. udzielającego misji kanonicznej do nauczenia religii czy wyrażającego zgodę na święcenia kapłańskie) oraz wyposażającymi danego kapłana w środki materialne do pełnienia tych zadań (np. powierzającego do prowadzenia parafię czy umożliwiającego zamieszkanie na plebanii). Wszystko to służy realizacji przez duchownego określonych celów duszpasterskich Kościoła.

Z tej przyczyny jeśli do nadużycia seksualnego doszło na skutek korzystania przez duchownego ze szczególnego statusu, jaki tej osobie nadaje Kościół – poprzez np. korzystanie z majątku, a zarazem z autorytetu tego Kościoła – to należy uznać odpowiedzialność konkretnej jednostki organizacyjnej tego Kościoła (np. diecezji, zgromadzenia zakonnego), w ramach której duchowny działał.

O odpowiedzialności kościelnej osoby prawnej nie będzie zaś mowy, jeśli do popełnienia czynności seksualnej dojdzie w okolicznościach, w których kapłan nie będzie korzystał ze swojej pozycji wynikającej z jego stanu duchownego czy korzystania z uprawnień w ramach struktury Kościoła, inaczej mówiąc – kiedy ofiara nie będzie miała świadomości, że sprawcą jest kapłan.

Skoro dana kościelna osoba prawna (rękami jego organu mającego kompetencje zarówno w sferze majątkowej i organizacyjnej, jak i duchowej) wyposaża księdza w kompetencje do realizacji swoich celów (bez względu na to, kto danego kapłana wyświęcił, czy z której diecezji pochodzi), to powinna liczyć się (na zasadzie ryzyka) z odpowiedzialnością wynikającą z nadużycia tej kompetencji. Wniosek taki wynika m.in. z tego, że Kościół katolicki prowadzi formację duchownych w seminarium (uznawaną we wszystkich jednostkach Kościoła) i umożliwia zdobycie tytułu magistra teologii. Skoro Kościół czerpie określone „przywileje” z samej przynależności do stanu duchownego, to powinien dochować szczególnej ostrożności w doborze do tego stanu (noblesse oblige). Ponoszenie odpowiedzialności, na zasadzie ryzyka, za osoby nadużywające kompetencji, w które je wyposażono, jest jak najbardziej na miejscu.

Należy zauważyć, że wspólnym motywem ustanowienia odpowiedzialności za szkodę dla przypadków z art. 429 i 430 k.c. jest motyw gwarancyjny. Niewątpliwie jest to istotne w przypadku odpowiedzialności za nadużycia seksualne (niezależnie od przynależności sprawcy do określonego związku wyznaniowego). Skutki takich czynności pozostawiają bowiem nieodwracalne ślady w psychice poszkodowanego i oddziałują na jego całe życie.

Autor jest warszawskim adwokatem

Rzecz o prawie
Łukasz Guza: Granice wolności słowa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Nic się nie stało
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Policjant zawinił, bandziora powiesili
Rzecz o prawie
Joanna Parafianowicz: Młodszy asystent, czyli kto?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Rzecz o prawie
Jakub Sewerynik: Wybory polityczne i religijne