W swoim orędziu Władimir Putin w żaden sposób nie odniósł się do rosnącego napięcia w relacjach z Ukrainą. Kijów jest tym zdziwiony?
Putin wypchnął Ukrainę poza nawias, jakby nas w ogóle nie było. Wprost demonstruje, że będzie się dogadywał z wielkimi tego świata, m.in. z Bidenem. Chce nowej Jałty, chce podzielić świat na strefy wpływów, a za swoją uważa kraje byłego Związku Radzieckiego. Przyjmujemy to spokojnie, z poczuciem humoru. Prezydent Ukrainy uśmiecha się, gdy to słyszy.
Ale w nocy z wtorku na środę Zełenski całkiem poważnie ostrzegał Rosję przed wielką wojną i nawet zaproponował Putinowi spotkanie w Donbasie. Niezbyt ryzykowne?
Putin nie pojedzie, ale Zełenski bez wahania zrobiłby to. Znam prezydenta, pędzi do przodu i wchodzi na pierwszą linię frontu, odwiedza żołnierzy w okopach. Kłóci się z nim służba ochrony, my też mówimy, że tego nie wolno robić. Ale wszystko na nic. Jest bardzo mocnym człowiekiem, a czasem nawet hazardzistą w podejmowaniu ryzyka.
Nie wiadomo jednak, jak takie spotkanie by się skończyło. Może wojną albo pokojem.