Tę rozkosz psuje trochę rozeznanie, że Sadurski nie rozumie ani co ja piszę, ani co pisze on sam. W ogóle wydaje się niewiele rozumieć z otaczającego świata. A co to będzie, jak umrę? Jak Sadurski zaistnieje publicznie, zakładając, że będzie żył dłużej? Muszę się chyba wziąć w garść i dla Sadurskiego żyć dłużej mimo sędziwego w jego oczach wieku.

Argumenty, którymi Sadurski zwalcza moje niesłuszne poglądy na wszystko, są najwyższej miary. Nazwał mnie już uprzednio arogantem, ignorantem i kołtunem. Teraz doszedł do tego dureń. To drugi powód, dla którego muszę żyć, bo chcę doczekać, aż Sadurski w swojej argumentacji dojdzie do słowa na ch. A dojdzie, jak Bóg na niebie, bo to jest myśliciel obracający się w kręgu pojęć największej prostoty. Co zwalnia mnie już na zawsze z prób polemicznych. Po prostu uznaję się za niedorosłego do takiego prostactwa. Radzę Sadurskiemu z serca, żeby znalazł sobie innego żywiciela. Na mnie nie może już liczyć. Ani słowa o Sadurskim.

Kreślę się z rozbawieniem