Ten drogocenny prezent podarował platformersom jednak nie los, lecz sam Kaczyński. Kandydat PiS, wracając do sprawy prywatyzacji szpitali, musiał wiedzieć, jak wyczulona na takie zarzuty jest Platforma. A jednak uznał, że akurat ta kwestia jest dla wyborców niezwykle ważna. I że przy okazji można się odwołać do wrażliwości lewicowego elektoratu.
Tak czy inaczej naraził się na niekorzystny wyrok sądowy i dał Platformie okazję do triumfalnych komentarzy. Jest wprawdzie jeszcze apelacja, jednak Komorowski i jego sztabowcy już dziś przez wszystkie przypadki odmieniali słowo "kłamstwo".
Ta poza skrzywdzonej niewinności, którą stara się dziś przybrać Platforma, jest jednak podszyta hipokryzją. To tacy politycy obozu Bronisława Komorowskiego jak Sławomir Nowak czy Janusz Palikot mówili ostatnio, że Jarosław Kaczyński zawsze był tchórzem. W podły sposób insynuowano, że lider PiS nieprzypadkowo uniknął w 1981 r. internowania i w sumie nie wiadomo, czy w ogóle występował przeciw komunistycznej władzy. A to kłamstwa nieporównanie bardziej oczywiste niż oskarżenie kandydata PO o chęć prywatyzacji służby zdrowia.
Dziwne jest zresztą, że sąd w ogóle podjął się wydania orzeczenia w tej sprawie. Absurdem bowiem jest sytuacja, gdy wymiar sprawiedliwości stwierdza, jakie poglądy w sprawie reformy opieki zdrowotnej mają kandydaci na prezydenta. Znacznie bardziej normalne byłoby, gdyby w tej sprawie politycy byli w stanie prowadzić rzeczową dyskusję. Gdyby – zamiast odwoływać się do sędziów – po prostu sami mieli odwagę powiedzieć wyborcom, co myślą na ważne dla Polski tematy.
[ramka][link=http://blog.rp.pl/semka/2010/06/16/temat-nie-dla-sadu/]Skomentuj[/link][/ramka]