Choć idzie mu ciekawie. Oto prawicowy Fidesz, cenionego przez mnie skądinąd Viktora Orbana, przeforsował prawo, na mocy którego tak popularne w tamtejszych programach informacyjnych kryminałki nie mogą zajmować więcej niż 20 procent czasu. Na straży nowej ustawy i moralnej rewolucji postawiono radę do spraw mediów z uroczą Annamarią Szalai na czele.
Pani Szalai karierę zaczynała u progu lat 90. jako naczelna półpornograficznego pisemka w miasteczku o niewymawialnej nazwie, ale już kilka lat później jako posłanka Fideszu trafiła do Budapesztu. Teraz ma prawo niepokorną telewizję zawiesić choćby i na tydzień. Ech, państwo, w którym prezes może zawiesić nie tylko posła, ale i całą telewizję, to jest coś! Lecz nie patrzmy z zazdrością. Owszem, na Węgrzech demokracja galopuje, ale u nas wręcz cwałuje! I nie zdziwi nas to, że rząd chce tam być wydawcą programów informacyjnych. U nas za friko wszystkie stacje opędza minister Ostachowicz i niechby się kto wychynął, to się go Wołkiem poszczuje.
My zawsze o krok przed Węgrami, naprawdę. Nawet chrześcijaństwo przyjęli osiem lat po nas. A propos chrześcijaństwa, to zupełnie bez echa przeszło u nas wpisanie do prerogatyw prezydenta prawa do mianowania biskupa polowego. Jakiś czas temu ks. pułkownik Stanisław Żarski powiedział w kazaniu, że władze mieliśmy mało patriotyczne, co Bronisław Komorowski wziął do siebie. Księżula zrugano, z wojska wywalono, biskupem nie zostanie już nigdy. Nowy purpurat, nazwiskiem Guzdek, człek ponoć zacny, słynął dotychczas z kazań dla dzieci, więc pewnie będzie dla głowy państwa miły. Może go tylko z uczynków miłosiernych co do ciała odpytać.
I tu widać wielkoduszność pana prezydenta. I samoograniczenie. Przecież mógł biskupem zrobić Sławomira Nowaka. Że księdzem nie jest? Oj, zrobiłoby się go kardynałem i pasowałby, jak obszył. Jest ministrem, lokalnym baronem, to co, mitry nie uniesie?
Albo mógł to prezydent w ramach koalicyjnych uzgodnień PSL oddać. W końcu to biskup, jak sama nazwa wskazuje, polowy.