Nie doszło by do niej, gdyby nie splotły się w tragiczny węzeł dziesiątki okoliczności. Gdyby prezydent jechał pociągiem, a samolotem reszta jego gości, to piloci by nie czuli się w obowiązku wylądować we mgle, a rosyjscy kontrolerzy by puścili parę jobów i nie obawiali się, że zakazując lądowania sprowokują konflikt międzynarodowy.

Publicystka „Wyborczej” rozlicza też Jarosława Kaczyńskiego ze słów, których używa wobec ludzi odpowiedzialnych za katastrofę:

To absurdalne myślenie. Zrozumiałe u rodziny ludzi tragicznie zmarłych. Ale niedopuszczalne u polityka.

Chyba już wiemy, o co chodzi Milewicz. Kaczyński powinien uprzedzać, czy będzie zabierał głos jako rodzina ofiar czy jako polityk. Wtedy Milewicz jakoś to ogarnie.?