Spisane będą czyny i rozmowy

Po stokroć wolałbym i dziś lecieć samolotem pilotowanym przez śp. Arkadiusza Protasiuka niż któregoś z tych, pożal się Boże, oblatywaczy smoleńskiego kłamstwa

Publikacja: 20.01.2012 14:36

Spisane będą czyny i rozmowy

Foto: W Sieci Opinii


Czy jest w Polsce jeszcze ktoś, kto takie wystąpienia partii rządzącej traktuje poważnie? Oczywiście – nazywa się Tusk, Donald Tusk i właśnie „po zasięgnięciu opinii ekspertów” (tych z komisji Millera) zdecydował, że nowej, nieskompromitowanej komisji badającej przyczyny katastrofy smoleńskiej nie budiet, izwinitie, nie będzie. A jednak, mimo tego, że na naszych oczach wciąż rośnie wysypisko smoleńskich kłamstw rzucanych przed wieprze tylko (a może nie?) dlatego, że na najwyższych szczeblach władzy uznano, iż jakiekolwiek obarczanie przyjaciół Moskali winą za katastrofę oznaczać będzie spadek poparcia Platformy, a może i wzrost poparcia PiS, wciąż pielęgnuję w sobie wiarę, że prawda ujdzie cało. Jaka by nie była. Bo na kłamstwie buduje się wyłącznie reżimy.



Może się więc Janusz Palikot ze swoją cudaczną drużyną choćby i rozebrać do naga, a potem biegać dookoła Sejmu z gołą prawdą o własnym charakterze. Może wypalić nie jednego, a całą paczkę skrętów z marihuaną, a potem u Moniki Olejnik opowiadać, co widział, co słyszał, i czy było zajefajnie czy odjazdowo. Może już dziś ze sztabem ludzi od śmierdzącej roboty główkować i tłuc tym, co ma na szyi, w ścianę, by wymyślić kolejne sposoby „przykrycia” hańby i całkowitej indolencji rządu Platformy Obywatelskiej przy prowadzeniu śledztwa smoleńskiego. To se ne vrati, pane Palikotu, to se ne vrati. Przypomnieć tu zresztą trzeba, że to właśnie właściciel świńskiego ryja przekonywał, iż według jego informacji „wszyscy na pokładzie tupolewa byli pijani”. Dziś – zapewne z dobrego serca – swoją akcją „Zapalę trawkę w Sejmie” wyciąga rękę do rządu Donalda Tuska, by pomóc mu wydostać się z postsmoleńskiego bagienka kompromitacji. Palikota wspiera swym gwałtownym oburzeniem, a jakże, nagle zatroskana o zdrowie Polaków marszałek Ewa Kopacz. Wspierają media te, co zwykle, wiadomo, wszystkie kłamstwa na pokład.


I tak słyszymy np. w serwisach informacyjnych, że „nie ma dowodu, iż generał Błasik był w kokpicie, ale nie ma też dowodu na to, że go tam nie było”. Fajne, prawda? Choć nawet w „urbanowych” uszach najbardziej oddanych salonom dziennikarzy nie brzmi to chyba dobrze, skoro natychmiast pojawia się nowa śpiewka – ciało Błasika znaleziono „w okolicach kokpitu”, więc musiał w tymże kokpicie siedzieć, stać lub chociaż żłopać z gwinta wino za 3 złote. Niestety – dla smoleńskiej sekty ( jak trafnie nazwał w salonie24 środowisko fałszujące prawdę o katastrofie jeden z najlepszych polskich blogerów – Rybitzky), kłamstwo wciąż ma krótkie nóżki i choćby te nóżki wszyscy ludzie premiera i prezydenta, w Polsce i w Rosji, ciągnęli wołami, prawda prędzej czy później i tak wyjdzie na jaw. Oczywiście, można – jak premier – udawać, że Tomasz Arabski i jego żenująco-skandaliczna postawa wobec śp. prezydenta Kaczyńskiego nie miała tu nic do rzeczy, można go nawet – jak premier – awansować. Można – jak prezydent – być głuchym na dziesiątki rzetelnie udokumentowanych publikacji mówiących o rażących zaniedbaniach Biura Ochrony Rządu, można nawet – jak prezydent – szefa tegoż BOR-u odznaczać i doceniać. Można opowiadać głodne kawałki – jak minister Sikorski – o tym, że wkrótce odzyskamy wrak, a gdy go nie odzyskujemy, twierdzić – jak Sikorski – że „wrak już nie jest dowodem”. Można wreszcie – jak „Gazeta Wyborcza” – przykuć się kajdanami manipulacji do kaloryfera z napisem „Błasik winny” i trwać tam, aż nie przyjadą lekarze. Ale kłamstwa smoleńskiego się jednak w prawdę nie zmieni.


Nie ukryje się, że tysiące pustych słów o wielkim zaufaniu do Rosjan, o wielkiej naszej z nimi przyjaźni, to jedynie medialne balony rzucane przed lemingi. Bo od początku ci właśnie Rosjanie nie potrafili nam zaprezentować choćby taśmy z zapisem wydarzeń 10 kwietnia. Czemu? Magnetowid... się zepsuł. Starania naszej dyplomacji (a raczej tego, co z niej zostało) o jakąkolwiek pomoc ze strony rosyjskiej przy wyjaśnieniu przyczyny tragedii to pasmo polskiego wstydu. Co gorsza, kilka lat permanentnej indoktrynacji sprawiło, że część Polaków naprawdę uwierzyła w choćby i najbardziej absurdalne przyczyny katastrofy – że piloci lądowali na rozkaz prezydenta, że ten z kolei otrzymał taki rozkaz od swojego brata, że skoro w czasie lotu do Gruzji Lech Kaczyński chciał wylądować bliżej dramatycznych wydarzeń, by być szybciej w ich centrum, to i tu, nad Smoleńskiem kazał lądować niezależnie od warunków. Że piloci – jak chcą ich koledzy zapraszani do studia TVN24 – byli samobójcami, i kiedy mówili, że nie chcą lądować, to chcieli. I że nazywali się „debeściakami”. I że Błasika bali się bardziej niż śmierci.

Nad pilotami TVN24 warto by się zresztą pochylić nieco dłużej, gdyby nie fakt, że nic nie wytwarza tak brzydkiego zapachu jak ludzie, którym parcie na szkło i poklepywanki w gabinetach odbierają przyzwoitość wobec zmarłych kolegów. Po stokroć wolałbym i dziś lecieć samolotem pilotowanym przez śp. Arkadiusza Protasiuka niż któregoś z tych kilku, pożal się Boże, oblatywaczy smoleńskiego kłamstwa.


Lista hańby jest zatrważająco długa, bo nie ma tu mowy o jakichś pomyłkach, niedopatrzeniach, kontrowersjach czy wątpliwościach. Od dnia katastrofy trwa festiwal obrażania tych, którzy dążą do prawdy o Smoleńsku i wynoszenia na piedestał tych, którzy mocniej obryzgają pamięć ofiar. Pomnika na Krakowskim Przedmieściu nie ma. Znicze sprzątano, zanim wygasły. Dwieście tysięcy osób, które w kilkunastogodzinnej kolejce czekały, by pożegnać parę prezydencką, budziło lęk publicystów i współpracowników prorządowych mediów. Słowo „naród” do dziś wywołuje ich strach. Andrzej Wajda, by ten naturalny zryw współczucia zdeprecjonować, rzucał wychwalane przez „Wyborczą” hasło, by palić znicze na grobach sowieckich żołnierzy. Lista hańby jest długa i wiele na ten temat powstanie książek, filmów dokumentalnych, może kiedyś i fabularnych.


A wszystko zaczęło się od słów Palikota, że to, co zostanie uczynione ze śledztwem smoleńskim, będzie decydowało o kształcie polskiej polityki przez najbliższe pięć lat. Pierwszy i zapewne ostatni raz zgadzam się z Palikotem, choć zakończenie tej historii będzie chyba jednak inne niż mu się marzyło. Nie minęły dwa lata, a już wielka wieża kontroli prawdy o locie chwieje się w posadach. Rozsadzają ją korzenie, które wolna Polska zdążyła zapuścić w świadomości Polaków i w tych nielicznych instytucjach, którym udało się obronić przed tefałszenizacją życia publicznego.

Czy jest w Polsce jeszcze ktoś, kto takie wystąpienia partii rządzącej traktuje poważnie? Oczywiście – nazywa się Tusk, Donald Tusk i właśnie „po zasięgnięciu opinii ekspertów” (tych z komisji Millera) zdecydował, że nowej, nieskompromitowanej komisji badającej przyczyny katastrofy smoleńskiej nie budiet, izwinitie, nie będzie. A jednak, mimo tego, że na naszych oczach wciąż rośnie wysypisko smoleńskich kłamstw rzucanych przed wieprze tylko (a może nie?) dlatego, że na najwyższych szczeblach władzy uznano, iż jakiekolwiek obarczanie przyjaciół Moskali winą za katastrofę oznaczać będzie spadek poparcia Platformy, a może i wzrost poparcia PiS, wciąż pielęgnuję w sobie wiarę, że prawda ujdzie cało. Jaka by nie była. Bo na kłamstwie buduje się wyłącznie reżimy.

Pozostało 88% artykułu
Publicystyka
Rosja zamyka polski konsulat. Dlaczego akurat w Petersburgu?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Publicystyka
Marek Kozubal: Dlaczego Polacy nie chcą wracać do Polski
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: PiS robi Nawrockiemu kampanię na tragedii, żeby uderzyć w Trzaskowskiego
Publicystyka
Estera Flieger: „Francji już nie ma”, ale odbudowała katedrę Notre-Dame
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Publicystyka
Trzaskowski zaczyna z impetem. I chce uniknąć błędów z przeszłości