Głupia sprawa: profesor Wiesław Binienda, koronny ekspert Antoniego Macierewicza i jego zespołu parlamentarnego do spraw wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej, autor własnej trajektorii i oryginalnej opinii na temat feralnej brzozy, zniknął, wyparował, byle tylko nie spotkać się z przedstawicielami polskiej prokuratury wojskowej. Kontrowersyjne opinie prof. Biniendy, które miały obalić wnioski komisji Millera, Anodyny i ich mocodawców – Tuska i Putina – zostały włączone do postępowania dowodowego polskiej prokuratury wojskowej. A jednak, kiedy prokuratorzy zaproponowali Biniendzie spotkanie – ten wyjechał do USA.

Passent komentuje tekst Piotra Skwiecińskiego, publicysty "Rz":

Skwieciński ubolewa, że postępowanie Biniendy uniemożliwia wykorzystanie wyników jego badań w śledztwie prowadzonym przez prokuraturę. Zdaniem autora dzieje się tak dlatego, że jakakolwiek forma współpracy prokuratura – Binienda byłaby źle wdziana przez zespół Macierewicza, burzy bowiem czarno-biały podział: „Tu jesteśmy my, wolni Polacy z posłem Macierewiczem i naszym profesorem Biniendą, a tam są oni – platformersko-komunistyczni zdrajcy, agenci i ich najemnicy”. Zdaniem publicysty, profesor zachował się w sposób „mało poważny”, jednak prokuratura „nie powinna kierować się urazą” i zaproponować Biniendzie spotkanie w USA.

Publicysta stwierdza, że profesor Binienda odleciał w siną dal:

Zgadzam się ze wszystkim, co przytoczyłem, poza wnioskiem, żeby polscy prokuratorzy wojskowi uganiali się po Stanach Zjednoczonych za profesorem Biniendą. To by wystawiało polską prokuraturę na pośmiewisko, stratę czasu i pieniędzy. Zespół Macierewicza wie, jak trafić do prokuratury. Można tylko z satysfakcją stwierdzić, że nawet opozycyjna „Rz”, zazwyczaj bliska PiS, przyznała to, co niektórzy twierdzą od dawna: że teorie profesora Biniendy, opracowana przez niego trajektoria lotu, a także teoria zderzenia samolotu z brzozą budzą co najmniej poważne wątpliwości. Szkoda, że zamiast je wyjaśnić, profesor odleciał w siną dal. Pozostały tylko szczątki.