Jacek Karnowski w wpolityce.pl choć przyznaje, że nie jest łatwo być synem premiera, to jednak wylicza trzy ważne aspekty afery, w której wyłonił się Michał Tusk:
Po pierwsze, ujawnienie współpracy Michała Tuska z OLT oznacza co najmniej jeden zgrzyt – dotyczący jego zarobków. Oto w wywiadzie dla „Faktu” syn premiera skromnie „zadowalał się” 3 tysiącami złotych miesięcznie, które zarabia w Porcie Lotniczym:
„Pieniądze nie są dla mnie najważniejsze, jakoś sobie z żoną radzimy”.
Nawet z zarobkami w OLT (ponad 5 tys., a pewnie to nie koniec umów zleconych), Michał Tusk zarabiał pieniądze nie tak znowu oszałamiające jak na poziom życia naszego establishmentu. Ale to strojenie się w nader skromne piórka jednak nie było powiedzeniem całej prawdy.
Podobnie jak opowieści o mailu na nazwisko „Józef Bąk”, którego stosowanie ma nie być elementem kamuflażu, ale codzienny zwyczajem syna premiera. To wszystko podważa całą, „oficjalną” wersję zdarzeń (zresztą, podważały już ją opowieści o szefie Portu Lotniczego przez rok biegającym za synem premiera, by namówić go do przyjęcia oferty zatrudnienia).