Donald Tusk jest w sytuacji zaawansowanego magika, który większość swoich sztuczek już pokazał. Co więcej, w ostatnim czasie dwie rzeczy bardzo nadszarpnęły jego autorytet.
Zaczyna od pierwszej sprawy:
Pierwsza to kwestia pomylenia zwłok w trumnach ofiar katastrofy smoleńskiej. Pokazała to, co jest najbardziej bolesne dla Tuska. Bo Tusk stawiał alternatywę i mówił: Jesteśmy my, którzy po katastrofie zrobiliśmy wszystko, co się dało i szaleńcy, którzy twierdzą, że był zamach. Okazało się, że jest jeszcze trzecia możliwość, która pokazała, że nie chodzi o to, że był zamach, ale że Rosjanie po wypadku robili, co chcieli.
Pisze o kolejnej rzeczy, która sprawiła, że Tuska poważnie:
Druga sprawa to zdjęcie trybuny ze stadionu Lechii, na której sędzia Ryszard Milewski był razem z Tuskiem. To pokazało, że jednak istnieje pewna elitka, która się doskonale zna, elitka świata polityki i sędziów. Chociaż premier zapierał się jakichkolwiek kontaktów z sędzią Milewskim okazało się, że jest inaczej. Na tym polega paradoks polityki, że bardzo często rzeczy stosunkowo mało ważne potrafią wstrząsnąć ludźmi. Dla porównania afera hazardowa – o wiele bardziej poważna – nie wywołała aż takiego wstrząsu. Jakoś tak nie miała swojego zdjęcia, symbolu, jakiejś personifikacji.