Wyobrażam sobie, że autor felietonu „Himalaizm jest grzechem” („Rz” „Plus Minus”, 20–21 lipca 2013 roku) otrzymał wiele listów od oburzonych miłośników wspinaczek wysokogórskich.
Powiedzą oni, że na jezdni ginie więcej osób niż w górach. Tak, ale nie da się żyć i nie wychodzić na ulicę czy nigdzie nie jeździć, a bez wspinaczek po najwyższych ścianach górskich – owszem.
Podobnie z samotnym żeglowaniem dookoła świata, udowodniono, że można tego dokonać, i starczy. Lubię góry, piękne widoki, ale nie za wszelką cenę. Nie za cenę narażania własnego życia , a tym bardziej życia ratowników, którzy – bywa – są wzywani do nierozsądnych wspinaczy, gdy ci wpakują się w tarapaty. Ma rację Dominik Zdort, że wielu himalaistów nie liczy się z tym, iż osieroci swoje dzieci i współmałżonków. Każdy myśli, że mu się uda kolejny raz. Co do sławy, to coraz trudniej wymyślić coś, czego jeszcze nie było, co by przyniosło faktycznie niebywałą sławę. Mój mąż żartobliwie podsuwa pomysł: wspinaczka tyłem albo na rękach – to byłby wyczyn!
—Halina Wichowska