Kraków, według najświeższych danych,liczy 755.546 mieszkańców. Załóżmy, że tym razem mediom nie troiło się w oczach i na Manifę 2014 stawiło się tam naprawdę 200 osób.
Manifa, czyli jak sama nazwa wskazuje - siostra socjalistycznej, faszystowskiej Antify – w Dzień Kobiet 2014 rzuciła w twarz obywatelom Krakowa, a więc jego pozostałym 755 tysiącom i 346 mieszkańcom, nie licząc przybyszów z okolic, zatem ze Skawiny, Myślenic, Wadowic, Krzeszowic oraz innych miejsc po Spisz, Orawę i Podhale – hasło „Samo się nie zrobi". O ile rozumiem, fraza ta wyraża rozgoryczenie skierowane ku krakowskim feministkom, które jakoby gdzieś się zaszyły, udają, że ich nie ma i uchylają się od ideowej roboty. A manifestacja dwustu osób, w tym grupki przekabaconych panów, nie rzuca w samej rzeczy na kolana. Być może, krakowianki, zamiast wznosić aktualne hasła socjalistycznej międzynarodówki, wolały w tamtejszych kawiarniach suszyć zęby zza tulipanów do swoich męskich ciemiężycieli, co jest przecież bez porównania przyjemniejsze, niż osobiste wygłupy w socjalistycznej ściemie.
Wymówkę hasła feministek można więc zrozumieć. Europejskie organizacje bezinteresownie służące dobru ludzkości pewnie aż tak świetnie nie płacą jak na ten rytualny, publiczny obciach. Reporterzy gazet i telewizji odwiedzają manify setkami i cała siara niczyjej uwadze nie umknie. Będąc krakowską feministką trudno się toteż nie wściekać, kiedy na pewno więcej potencjalnych, miejscowych rewolucjonistek wzięło udział tego samego wieczoru chociażby w seansach wywoływania ducha Komendanta, lub czymś podobnie krakowskim, niż w Manifie 2014. Czy to możliwe, że męscy szowiniści tak słabo dają krakowiankom w skórę?
Jeśli miałabym zaradzić tej porażce, to wpierw porzuciłabym hasła w rodzaju „Faceci do garów" oraz „Faceci robią kawę". Nie mieć faceta, który ugotuje coś pysznego i lecieć na miasto z tą przykrą wiadomością na transparencie trudno nazwać czymś atrakcyjnym dla kobiet nawet znacznie wyemancypowanych, gdyż posiłek przygotowany przez mężczyznę to jedna z milszych rzeczy na świecie. Dumny kucharz zawsze wówczas przysięga, że w żadnym razie nie jesteśmy za grube, a my z czystym sumieniem konsumujemy te wszystkie wspaniałości. Możliwe, że krakowianki radzą sobie z facetami w tym zakresie bez rozpaczliwego ogłaszania się na rynku w charakterze ofiary losu.
Cytowane wyżej hasła feministek są dla mnie w ogóle spóźnione i zacofane. Najsmakowitsze kawy, jakie piłam w życiu, zrobili mężczyźni. W dodatku, jednym z wyrazistych wspomnień mojego dzieciństwa jest widok dziadka smażącego w fartuszku karpie na Wigilię. Co najlepsze, polskie prababcie i babcie – obojętnie, lekarki, nauczycielki, czy absolwentki szkoły gospodarstwa domowego - masowo, nawet w najdalszych, kresowych, przedwojennych miasteczkach biegały w modnych wówczas „pepegach" na gimnastykę i naukę strzelania w ogólnokrajowym towarzystwie „Sokół". Niejedna z nich trzymała w nachtkastliku śliczny, damski pistolecik dla samoobrony, albo i co większego. Jak typowe Matki-Polki, które już za czasów Kmicica potrafiły zajechać z oddziałkiem sąsiedzkie dobra, podczas gdy pan mąż gonił na wojnie Szweda, lub Turczyna. Pod tym względem Polki z winy socjalizmu są dziś na poziomie ich bezbronnych dziewek służących.