Jedną z największych strat "największej geopolitycznej katastrofy XX wieku" (jaką był, rzecz jasna, rozpad Związku Sowieckiego) był niewątpliwie zmierzch sowietologii i kremlinologii, a konkretniej tej częścią tej nauki, która skupiała się na interpretacji gestów, słów i szczegółów ceremonii komunistycznych przywódców, by uzyskać wiedzę o sytuacji i stosunkach tam panujacych. Taka wiedza bardzo przydałaby się w obecnych czasach, w których być może od jednego tylko człowieka zależą losy naszego świata.
Przydałoby się to na przykład w momentach takich jak ten z początku września, kiedy Władimir Putin odwiedził Mongolię. Jak to zazwyczaj przy takich wizytach bywa, odegrano hymny narodowe obydwu państw. I kiedy zagrały pierwsze takty starej melodii sowieckiego hymnu, ten ujeżdżający dzikie konie, prowadzący klucze żurawi, nurkujący w Morzu Czarnym twardziel i dżudoka ... zapłakał.
Łzy patriotycznego wzruszenia? Zagranie pod publiczkę? A może coś bardziej niepokojącego?