Wszystko wskazuje na to, że młodzi politycy PiS byli nieuczciwi i wyciągali pieniądze z Sejmu, a więc z naszych kieszeni. Zostali za to politycznie ukarani wykluczeniem z PiS i jest szansa, że odpowiedzą przed sądem, bo sprawą zajęła się prokuratura.
W tej historii jest jednak mniej przypadków, niż mogłoby się wydawać. Za sposób nagłośnienia sprawy w mediach odpowiadają politycy z wierchuszki PO, którzy postanowili przy tej okazji upiec własną pieczeń. A właściwie rozmaite pieczenie.
Minister administracji i cyfryzacji Andrzej Halicki (PO) przypomniał sobie, że jest szefem delegacji polskiego Sejmu do Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, dopiero gdy w jego rękach znalazły się rozliczenia słynnej madryckiej eskapady posłów PiS Adama Hofmana, Mariusza A. Kamińskiego oraz Adama Rogackiego, którzy mieli uczestniczyć w obradach tego niezbyt istotnego gremium. Halicki kwit po kwicie ujawniał mediom, ostatecznie pogrążając podejrzewanych o oszustwo. To zdecydowanie zaszkodziło PiS i pomogło PO na finiszu kampanii. Sztab wyborczy Platformy – kierowany przez Roberta Tyszkiewicza, przyjaciela Halickiego z frakcji schetynowców – dostał od ministra najlepsze polityczne paliwo w kampanii. Sztabowcy chwycili się tej historii i podgrzewali ją do ostatnich godzin przed wyborami, lepszego pomysłu nie mieli.
Pytanie, gdzie był Halicki, gdy Hofman rozliczał delegację samochodową do Londynu, gdzie żaden poseł nie jeździ autem, Kamiński zaś składał dokumenty oznaczające, że był w dwóch miejscach równocześnie. Dopóki wokół poselskich rajdów samochodowych było cicho, dopóty nikt się im nie przyglądał.
Zgadza się, polityczną odpowiedzialność za Hofmana, Kamińskiego i Rogackiego ponosi ich przełożony Jarosław Kaczyński. Szef PiS przez ostatnie lata tolerował liczne ekscesy wspomnianej trójki, głównie natury obyczajowej i finansowej.