Reklama

Ludowcy zdeklasowali SLD

Ludowcy potwierdzili swoją silną pozycję i przydatność na scenie politycznej, Sojusz przeciwnie – dostał kolejną czerwoną kartkę od wyborców.

Aktualizacja: 17.11.2014 01:03 Publikacja: 17.11.2014 00:53

Eliza Olczyk

Eliza Olczyk

Foto: Fotorzepa/Ryszard Waniek

Walka SLD z PSL, ataki na Marka Sawickiego, próba zebrania podpisów pod wnioskiem o jego odwołanie, akcja ulotkowa na bazarach – wszystko to na niewiele się zdało. Pojedynek o wyborców wygrała partia Janusza Piechocińskiego. Wręcz zdeklasowała ugrupowanie Leszka Millera. Ludowcy z 17-proc. poparciem dwukrotnie przebili wynik Sojuszu, który – wedle sondaży – zdobył niecałe 9 proc. głosów.

Szef PSL nie krył zadowolenia z wyniku wyborczego, mówiąc, że jest on wspaniałym sukcesem, choć to raptem o 1 pkt proc. więcej niż przed czterema laty. Ale zważywszy na fatalną wpadkę ministra rolnictwa, który nazwał rolników, czyli elektorat swojej partii, frajerami, to naprawdę duże osiągnięcie.

Piechociński nie omieszkał pochwalić się też, że dwa lata temu został prezesem Stronnictwa. I osobiście ma powody do zadowolenia. Po pierwsze, udowodnił, że nie jest ani trochę gorszym liderem niż Waldemar Pawlak. A w Stronnictwie jest ciągle spora grupa działaczy, którzy tak uważają. Teraz, po drugich już tak udanych wyborach pod przywództwem Piechocińskiego, krytycy nie mają pretekstu, by nadal narzekać na jego przywództwo. Jeżeli więc liczyli na okazję do odsunięcia go od władzy, to się zawiedli.

I to jest drugi powód do zadowolenia dla prezesa PSL – ma zapewniony spokój na następny rok. Do wyborów parlamentarnych nikt już nie będzie kwestionował ani jego ekscentrycznego stylu bycia, ani przywództwa.

PSL pod wodzą Piechocińskiego nie tylko potwierdziło mocną trzecią pozycję na scenie politycznej, ale udowodniło, że w samorządach jest bardziej potrzebne PO niż Platforma jemu. A to zdecydowanie poprawi sytuację tej partii w koalicji rządowej.

Reklama
Reklama

Wynik SLD trudno nazwać inaczej niż klęską. Na formacji Leszka Millera zemściły się wszystkie błędy. Po pierwsze, Sojusz nie zabiegał o prawdziwe zjednoczenie środowisk lewicowych, tylko poprzestał na porozumieniu z tymi ugrupowaniami, które zawsze stały przy SLD. W efekcie lewicowi wyborcy mieli do wyboru kilka komitetów i ich głosy się podzieliły. Po drugie, chybiona była strategia wyborcza. Sojusz nie zdecydował się atakować PO, która jest jego głównym rywalem, tylko skupił się na zastępczym przeciwniku, czyli PSL, i efekt tego okazał się opłakany. Najwyraźniej mieli rację ci, którzy mówili, że atak SLD na PSL napędza głosy PiS-owi, a nie formacji Leszka Millera.

Jeżeli Sojusz będzie upierał się przy strategii pozornego zjednoczenia lewicy i atakowania wszystkich, tylko nie prawdziwego rywala do serc lewicowych wyborców, to przyszłoroczne wybory parlamentarne nie poprawią jego sytuacji na scenie politycznej. Bez wątpienia działacze SLD będą też zadawać sobie pytanie, czy powinni obstawać przy przywództwie Leszka Millera, który co prawda ustabilizował sytuację w tej partii po okresie rządów Grzegorza Napieralskiego, ale też udowodnił, że nie jest w stanie pchnąć jej na nowe tory.

Publicystyka
Marek Migalski: Grzegorz Braun stanie się przyczyną rozpadu PiS?
Publicystyka
Jan Zielonka: Lottokracja na ratunek demokracji
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Pożar w PiS. Czy partia bezpowrotnie straciła część wyborców na rzecz obu Konfederacji?
Publicystyka
Grzegorz Rzeczkowski: Odpowiedź na wywiad z Jackiem Gawryszewskim
Publicystyka
Jakub Sewerynik: Komu przeszkadzała Chanuka w Pałacu Prezydenckim?
Materiał Promocyjny
Działamy zgodnie z duchem zrównoważonego rozwoju
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama