Po pierwsze, coraz bardziej nie pojmuję, jak to możliwe, że całkiem spora liczba dorosłych ludzi, którzy na co dzień solidnie pracują, pilnie uczą się, rozsądnie biznesują, żyjąc w ten sposób arytmetycznie, logicznie i fizycznie – jednocześnie odmawia uznania argumentów absolutnych, bezdyskusyjnych i porażających swą prostotą, które lapidarnie ujmuje głośna fraza krążąca w sieci:
„Ta straszliwa katastrofa to również straszliwy wstyd dla nas. Air Force One państwa, które pretenduje do roli europejskiego gracza, rozbija się, ponieważ piloci elitarnej jednostki wojskowej, powołanej specjalnie do przewożenia najważniejszych osobistości, wprowadzili współrzędne pasa w innym układzie niż ten, w którym pracował ich GPS; niewłaściwie korzystali z wysokościomierzy; nie posłuchali wieży, że nie ma warunków; oszukali, a potem ignorowali urządzenie mówiące ludzkim głosem: „podciągnij, lecisz w ziemię"; wreszcie przekroczyli wysokość decyzji, wypatrując przez okna gruntu (eufemizm, zeszli poniżej poziomu pasa). Do tego gorzka wisienka na torcie: nie mieli dopuszczeń, żeby w ogóle tego dnia na tej maszynie wzbić się w powietrze, a te nieaktualne, które mieli, były udzielone bezzasadnie. Srom straszny".