Nigdy nie byłem fanem Portugalczyka, gdyż uważam, że nawet największe sukcesy nie tłumaczą buty i chamstwa. Zupełnie nie przekonuje mnie teoria, że on tak się zachowuje, by uwaga skupiła się na nim, by zdjąć presję z drużyny. On to robi, ponieważ jest chorym na manię wielkości egocentrykiem. I nie chodzi tu wcale o ekspresję - Pep Guardiola i Juergen Klopp też są ekspresyjni, ten drugi nawet bardzo, ale lubię ich, bo nie wywołują złych emocji i nie wsadzają trenerom przeciwnych drużyn palców w oko.
Mourinho nigdy nie jest winien - to piłkarze go zdradzają a sędziowie krzywdzą. Nie analizuję każdego jego słowa, ale podejrzewam, że nawet fani Portugalczyka nie pamiętają zbyt wielu przypadków, gdy przyznał się do błędu (choć świętej pamięci Tito Vilanovę, któremu włożył ten palec w oko, chyba przeprosił).
Zwolnienie Mourinho z Chelsea nie jest niespodzianką, zanosiło się na to od dawna, bo nie jest możliwe, by właściciel wydający na piłkarzy i trenera majątek akceptował to, że jego drużyna przegrywa, a liderem ligi angielskiej jest Leicester. Ale nie mam złudzeń, Mourinho nie pozostanie długo bezrobotny, znajdzie się kolejny Roman Abramowicz, który uwierzy w „Special One”.
To nie przypadek, że Mourinho nie prowadził jeszcze żadnej reprezentacji narodowej, bo tu trzeba dokonywać prawdziwej piłkarskiej selekcji w oparciu o narodowość graczy i ich klasę, a nie pieniądze. Żaden oligarcha nie czeka z otwartym portfelem, trzeba swoją wizję dopasować do możliwości, a nie dokonywać globalnej selekcji przy pomocy książeczki czekowej Abramowicza lub kogoś takiego jak on.
Kiedy Mourinho poprowadzi Portugalię do zwycięstwa na mundialu lub choćby na Euro, być może stanie się dla mnie „Special One”, na razie jest przede wszystkim „Arrogant One” z przerośniętym ego i cynicznym uśmiechem, który psuje nawet jego niezaprzeczalną estetyczną atrakcyjność.