Jarosław Kaczyński spotyka się z przesianym przez partyjne sito „aktywem”, który nie zadaje kłopotliwych pytań, bo wie, że jego rolą jest owacja w momentach wybranych przez partyjnych reżyserów. Aby tych imprez nie zakłócił „gorszy sort” wyborców, czuwa liczna ochrona państwowej policji. Zresztą należałoby o tym mówić w czasie przeszłym, bo ostatnio zaprzestał wiecowania z powodu komplikacji po operacji kolana. Donald Tusk zaprasza na spotkania wszystkich, ochrony nie ma żadnej, więc co chwila staje wobec pytań i zarzutów, z których podejrzenia o niemieckość, brak patriotyzmu i pogardę dla zwykłego Polaka należą do łagodniejszych. Dzielnie stawia im czoła, odpowiadając bez przygotowania, sztabu doradców i najczęściej celnie. Ale im bardziej się stara, im odważniej stawia czoła wzbierającej fali bzdur i lęków, tym niżej spadają przedwyborcze notowania jego partii. Za to im więcej afer obciąża rządzących, tym trwalsze są ich notowania; nie spadają ani o punkt procentowy mimo ich złości przeciw Europie, a wszak ona jest naszym oparciem wobec agresywnego mocarstwa.