To najważniejsze z nich powinno dotyczyć nas, czyli Europy. Szefowie państw i rządów Unii Europejskiej chwilę po zamachach z poważnymi minami oświadczają, że atak wzmacnia naszą determinację, by bronić europejskich wartości. Bo „europejskich” to jakich? Europa czyli co?
Z jednej strony terror, samobójcze ataki, szerzenie strachu. Z drugiej zaostrzanie języka, nienawiść do obcych i puste groźby. Łatwo jest być zwolennikiem prostych rozwiązań, gdy się siedzi przed komputerem i nie ponosi za nic odpowiedzialności. Podobnie łatwo jest głosić polityczne idee, gdy można łatwo kryć się za pojęciami bez pokrycia i gestami, które już nic nie znaczą.
I tak, gdy ktoś gdzieś przygotowuje kolejny zamach, my podświetlimy Pałac Kultury, Wieżę Eiffla, Bramę Brandenburską i gdzie się da wyświetlimy napis: "Brussels". Oni mają pasy szahida i broń, której używają. My polityków, którzy ze smutku płaczą na konferencjach prasowych. Ci, którzy powinni być przywódcami i ostoją, w chwilach próby jako pierwsi uciekają z pola rażenia, głosząc do kamer hasła, które ani nie zagrzewają do boju, ani nie dają otuchy, ani tym bardziej, nie wskazują celu.
Przyzwyczajeni do spokojnego życia w spokojnym świecie, dajemy im władzę. W ich los powierzamy swoje bezpieczeństwo, przyszłość i naszą tożsamość. I za każdym razem obiecujemy sobie, że my, zwykli obywatele w kolejnych wyborach możemy przecież wybrać mądrych polityków. Możemy, ale tego nie robimy. Bo nasza pamięć jest zawodna. Po kolejnym zamachu coraz szybciej życie wraca do normy, coraz szybciej dajemy się przekonać, że życie musi toczyć się dalej, zamiast nosić w sobie bunt przeciwko przyjmowaniu ze spokojem tego co się dzieje. Kolejny atak przestał już oznaczać, to, że terroryści muszą czuć się mniej pewni. Kolejny atak oznacza już tylko to, że za chwile będzie kolejny.
Nikt nie ma wątpliwości, że w Brukseli stało się o, co stać się musiało. Przyznała to Belgijka, która nie zdążyła wsiąść do wysadzonego pociągu mera. Stwierdziła do kamery, że po zamachach poczuła ulgę. „Jest już wreszcie „po”, czekanie i napięcie było nie do zniesienia”. Każdy mieszkaniec Belgii czuł, że musi to nastąpić. Nie wiadomo było tylko kiedy i w którym miejscu.