„Gdyby ludzie byli aniołami, żadne rządy nie byłyby potrzebne” – pisał James Maddison, jeden z ojców założycieli USA i twórców amerykańskiego systemu politycznego. Niestety ludzie aniołami nie są. A nawet jeśli któryś aniołem jest – to nigdy nie możemy mieć pewności, że to właśnie on chwyci w swoje ręce ster władzy. A nawet jeśli jakimś cudem ów anioł do władzy dojdzie – możemy mieć pewność, że nie będzie wieczny. Dlatego – jak radził Maddison – system polityczny trzeba projektować tak, jakbyśmy go tworzyli dla ludzi o znacznie mniejszych przymiotach moralnych. A to znaczy, że tam gdzie się da władzę trzeba ograniczać.
Reforma sądownictwa proponowana przez PiS nie sprawi, że jutro czy pojutrze Grzegorz Schetyna i Ryszard Petru będą porozumiewali się ze sobą wystukując widelcem komunikaty alfabetem Morse’a o ściany swoich celi. Ba, można nawet uwierzyć na słowo Cymańskiemu, że Kaczyńskiemu i Ziobrze zależy na usprawnieniu sądownictwa – i to nie tylko w sprawie Mariusza Kamińskiego, którą wkrótce ma zajmować się Sąd Najwyższy. Musielibyśmy jednak uznać, że są aniołami, aby bezkrytycznie przyjąć tezę, że nigdy nie skorzystają z podporządkowania sobie sądów dla własnych interesów. Jeszcze większej naiwności potrzeba, aby uwierzyć, że każdy z ich następców będzie aniołem i nie nadużyje tak ogromnej władzy jaką – po wejściu w życie proponowanych zmian – zyska posiadacz większości w parlamencie. To jakby grać w rosyjską ruletkę sześciostrzałowym rewolwerem, w którym jest pięć kul. Jest wielka szansa, że coś pójdzie nie tak już po pierwszym zakręceniu bębenkiem rewolweru.
Ale to nie koniec złych wiadomości – działania PiS to swego rodzaju antyedukacja demokratyczna społeczeństwa. Przeświadczenie, że większość – namaszczona przez suwerena – może wszystko i ma zawsze rację to teoria, która legła u podstaw obu europejskich totalitaryzmów. Historia pokazała, że zdanie się wyłącznie na wolę powszechną, o której pisał Jan Jakub Rousseau, zawsze prowadzi do dyktatury. Bo jeśli absolutnie wszystko zależy od tego kto akurat zdobył parlamentarną większość – wówczas suweren staje się ofiarą namiętności rządzących.
Jeśli dziś ustawą można wygasić Sąd Najwyższy – to jutro można zrobić to z każdą inną instytucją, z parlamentem na czele. Skoro sędziów Sądu Najwyższego można się pozbyć, bo są nie tacy jak powinni być, to równie dobrze można się w ten sposób pozbyć posłów – wszak nie raz i nie dwa słyszeliśmy od przedstawicieli rządu PiS, że opozycja jest potrzebna, ale nie taka jak obecnie.
Chciałbym wierzyć, że Ziobro jest aniołem. Ale znacznie bardziej chciałbym, aby system polityczny nie zmuszał mnie do tego, abym musiał zaufanie do niego opierać na tej wierze.