Są jednak takie teorie spiskowe, w które, choć nic ich nie potwierdza, właśnie trzeba wierzyć, jeśli się chce zaliczać do "dobrego towarzystwa". Należą do nich "presja" śp. Lecha Kaczyńskiego na pilotów tupolewa czy kłamstwo o księdzu, który żałował, że nie spadł samolot z Tuskiem, powtarzane przez "wykształciuchów" z tym samym tępym uporem, z jakim fanatyczni antysemici mówią o tysiącach Żydów uprzedzonych przed zamachem na WTC.
Do tej kategorii zalicza się też narracja o odpowiedzialności Jarosława Kaczyńskiego za śmierć Barbary Blidy. Im więcej prokuratorskich umorzeń i procesów wygranych przez polityków PiS, im więcej rzekomych zbrodni IV RP okazuje się zmyśleniem, im bardziej samotne pozostają w tej kategorii uszkodzony laptop i nieprawna korzyść majątkowa w postaci dorsza za 8,50 zł – tym bardziej uporczywie mnożą antykaczyści znaki zapytania wokół samobójstwa byłej minister.
Tylko że nic one nie wnoszą do istoty sprawy, a wręcz wiodą w kierunku przeciwnym do zapowiadanego, wskazują bowiem na kompletną panikę i niezborność działań w miejscu wypadku. Pracowicie budują antykaczyści obraz nie żadnych zabójców, lecz nieudaczników, którzy zamiast aresztowaną skuć, pozwolili jej wziąć pistolet i chodzić z nim niepilnowanej po domu, a potem potracili głowy.
Robi się przy tym miny, że w sprawie wciąż Bóg wie, co jest do odkrycia, bo ktoś może był nie tu, lecz pół metra obok, a ślad powinien być podłużny, nie okrągły – w istocie zaś ma to służyć tylko podtrzymywaniu przez polityczne hieny pozorów, że ich dawno zdyskredytowane oskarżenia miały jakieś podstawy. I takie "sensacje" miały w ostatniej chwili zmienić wynik wyborów?
[ramka][link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2010/06/20/tym-gorzej-dla-faktow/]Skomentuj[/link][/ramka]