Wraca i ląduje na miękkiej posadzie felietonisty  „Wprost” . Oczywiście na pierwszy ogień u Hołdysa idzie katastrofa smoleńska, która staje się dla niego abstrakcją. To nie koniec rewelacji.

Widzę zbiegowisko, które nie chce pertraktacji. Widzę, jak jedni skaczą do gardła drugim, szarpią ich i kopią; niewidzialnego wroga rozpoznaje się po tym, gdzie stoi, jak jest ubrany i czy trzyma w ręku flagę albo znicz. Nagle wyobrażam sobie, że jakiś szaleniec może pod postacią znicza postawić bombę i spokojnie odejść, jak ten w Mińsku.  

Ech, ten Zbyszek! Zawsze nas zaskoczy. Tak sobie myślimy, że od dawna jego zachowanie to czysta abstrakcja.  Odpowiedź na to, co dziś prezentuje, jest równie trudna jak rozszyfrowanie hołdysowych złotych myśli z Facebooka:

Jako społeczeństwo jesteśmy zgrają popier...ów. Jesteśmy żywiołem nie do ujarzmienia. Jesteśmy paroma milionami przedmiotów fruwających bezładnie we wnętrzu trąby powietrznej. I ni ch.., nic nas nie zatrzyma.