W miasteczku Twin Peaks wszyscy zastanawiali się, kto zabił Laurę Palmer. W naszym niewesołym miasteczku takim tematem stała się śmierć Barbary Blidy. Polityczne sępy, które krążą wciąż nad zwłokami tej kobiety, mają wielkie, tępe dzioby, i otwierają je przy byle okazji. Jest coś szczególnie koszmarnego w tym, że na ogół są to ludzie o korzeniach komunistycznych, a więc takich, które jeszcze niedawno kazały milczeć o tysiącach oficerów zamordowanych w Katyniu, cywilów zabijanych w ubeckich katowniach, o śmierci księdza Jerzego Popiełuszki, Stanisława Pyjasa, Grzegorza Przemyka, górników spod Wujka i wielu innych niewinnych ludzi, którzy tym różnią się od Barbary Blidy, że nie mieli żadnego wyboru.
Ręce opadają, gdy się słyszy pseudoprawnicze wywody Ryszarda Kalisza o „atmosferze”, która zabiła Barbarę Blidę. Albo Leszka Millera, gdy po raz setny mówi o krwi na rękach poprzedniego rządu. Albo Grzegorza Napieralskiego, który nie zdążył nawet przeczytać raportu komisji, ale już wie, że to jedyna szansa, by ostatecznie zdelegalizować opozycyjną konkurencję. Albo Józefa Oleksego, który mówi, że PiS chciał „zabijać układ, który szkodził Polsce”. Wreszcie Kazimierza Kutza, gdy wali głową w mur własnego kabotyństwa, myśląc, że wolno mu powiedzieć wszystko, nawet to, że Ziobro i Kaczyński „zamordowali” Blidę.
Wcześniejsza wersja sępowego towarzystwa brzmiała inaczej. Pamiętacie Państwo film paradokumentalny z żenującą rolą Adrianny Biedrzyńskiej i piosenkę o tym, że Blidę zabiła agentka ABW? Słabo się robi. Ludzie szastający potwornymi oskarżeniami, kiedy przyszło im zastanowić się nad przyczynami morderstwa w Łodzi, gdy były członek PO, Ryszard C. z zimną krwią zabił Marka Rosiaka asystenta Janusza Wojciechowskiego z PiS, opowiadali legendy o szaleństwie zabójcy. Długie tygodnie badań psychiatrycznych podobno go nie potwierdziły. Ale o tamtej zbrodni sępy milczą.