Ekonomista w „Rzeczpospolitej” - o tym co czeka światową gospodarkę - mówi:

Ci, którzy inwestują pieniądze, i ci, którzy prowadzą firmy, muszą się liczyć z tym, że w najbliższych latach tak już będzie: okres wyciszenia i fala paniki, potem znów wyciszenie i fala paniki. Trzeba być na to przygotowanym np. pod względem płynności finansowej. W czasach uspokojenia złoty będzie się wzmacniał, giełdy odnotują wzrost. W czasach paniki odwrotnie.

Co w takiej sytuacji powinien uczynić rząd, aby zapobiec kryzysowi? Witold Orłowski radzi:


Część ekonomistów uważa, że tylko ostry kryzys zmusza do radykalnych reform i chyba po cichu na to właśnie liczą. Ja uważam jednak, że koszt społeczny głębokiego załamania jest tak potężny, że naprawdę lepiej go uniknąć. (...) Zmniejszenie potrzeb pożyczkowych rządu jest faktem. Można się krzywić na narzędzia, jakie do tego wykorzystał, choćby na manewr z otwartymi funduszami emerytalnymi, można się spierać, czy te metody są właściwe i czy mają dobry długotrwały wpływ na gospodarkę. Ale to, że minister finansów nie musi już praktycznie do końca roku pożyczać z rynku pieniędzy, jest znakomitą wiadomością. Ale to nadal sukces krótkookresowy. W przyszłym roku trzeba będzie podejmować kolejne działania. (...) My mamy dziś umiarkowany deficyt, czyli importujemy więcej, niż zarabiamy eksportem, a lukę uzupełniamy, pożyczając pieniądze za granicą. Gdyby strumień tych pieniędzy nagle wysechł, musielibyśmy gwałtownie ograniczyć import. Osiąga się to poprzez dewaluację, wzrost stóp procentowych, ostry program oszczędnościowy w budżecie, a konsekwencją jest spadek popytu w kraju i gwałtowne spowolnienie rozwoju. Mam jednak nadzieję, że do tak czarnego scenariusza nie dojdzie.