Kiedy Piotr Duda obejmował stanowisko przewodniczącego Solidarności, w 2010 roku, zapowiadał: – Nie chcę angażować „S" w politykę, tak jak to robił Janusz Śniadek. Fakt, Śniadek, będąc szefem „S", roztoczył związkowy parasol ochronny nad PiS, a gdy już został posłem tej partii, zaczął wręcz nosić parasol nad Jarosławem Kaczyńskim.

„S" Piotra Dudy miała być inna. Najważniejszy związek w Polsce miał dbać i walczyć o prawa pracownicze, nie przyklejać się do żadnej z partii, a jej szef zapowiadał, że będzie chciał na równi współpracować ze wszystkimi ugrupowaniami. Tyle w kwestii deklaracji. Inaczej sytuacja wygląda w praktyce. Przez lata rządów PiS „S" nie walczyła tak zaciekle z rządzącymi, jak z poprzednią władzą, gdy rządziła PO i PSL. Duda potrafił twardo publicznie rozliczać rządzących, wręcz stwierdzić, że wie, gdzie ci mieszkają. Dzisiaj „S" Dudy rozlicza... opozycję. To Piotr Duda zapowiadał, że „S" będzie bronić na ulicy PiS przed KOD. To Duda chce ograniczyć ECS prawo do korzystania z logo związku. To nauczycielska „S" sama parła do porozumienia z rządem, gdy w powietrzu wciąż wisi strajk nauczycieli. To „S" przytaknęła pomorskiemu wojewodzie, politykowi PiS, gdy ten pozwolił zająć gdański plac Solidarności 4 czerwca – właśnie i wyłącznie „S". Teraz to gdańska "S" będzie decydować, kto godzien jest świętowania 4 czerwca na historycznym placu.

Dzisiaj jedynym aktem sprzeciwu „S" wobec rządzących jest upominanie się o podwyżkę dla budżetówki. Piotr Duda słowa dotrzymał i zapowiedział protesty przed 16 urzędami wojewódzkimi w całej Polsce. Chce realizacji „piątki" Solidarności, czyli podwyżki płac dla wybranych grup zawodowych w budżetówce, żąda wprowadzenia kryterium stażowego, które pozwalałoby przejść na emeryturę bez względu na wiek, oraz odmrożenia wskaźnika naliczania zakładowego funduszu świadczeń socjalnych oraz stabilizacji cen energii, wsparcia dla przemysłu energochłonnego oraz niewliczania do minimalnego wynagrodzenia dodatku za wysługę lat. Protesty nie odbiły się echem i medialnie nie zrobiły na nikim wrażenia, podobnie jak ich zapowiedzi. Dlaczego?

Dlatego, że protesty „S" to pozór i przysłowiowe wprowadzenie kozy, czyli tworzenie problemu, po to, żeby z rządzącymi rozwiązać go w glorii sukcesu i chwały politycznej. Dzisiaj „S" straciła wiarygodność. Przewodniczący związku grzeje się w świetle władzy, występując na państwowych uroczystościach niczym jej część składowa. Piotr Duda wie, że jego „S" tak dobrze nie będzie miała przy żadnej innej władzy. Ale wie też, że im bliżej jest władzy, tym bardziej traci w oczach Polaków. Bo przecież „S" jest własnością społeczeństwa, a nie jej przewodniczących. Jest dobrem narodowym i dumą narodową, która powinna trzymać równy dystans wobec wszystkich ugrupowań politycznych i być najbliżej związkowców. A ci już podnoszą powoli głowę i nie zgadzają się na uległość nauczycielskiej „S" wobec rządu. Pozorowane protesty i czynienie ze Związku przybudówki partyjnej PiS sprawi, że opowiadający ostatnio kosmiczne rzeczy Lech Wałęsa może mieć rację i znaczek „S" związkowi powinien zostać odebrany. Aż żal patrzeć na upartyjnienie żywej części naszej historii.