Zdaniem Wojciecha Maziarskiego, państwo umiera wtedy, gdy załamuje się wiara obywateli, że mogą na nie liczyć:
Gdy tracą pewność, że w razie czego obroni ich ono przed ludźmi postępującymi nieetycznie. Gdy dochodzą do wniosku, że zwolennicy liberalnej wolności to mięczaki i pięknoduchy, które nie mają pojęcia o prawdziwym życiu. A przecież prawdziwe życie to Dziki Zachód i wolna amerykanka, w której każdy musi bronić się sam. No, chyba że trafi się jakiś skuteczny szeryf. Kaczyński, Ziobro, Orban czy inny Putin.
W swoim wywodzie komentator przywołuje wydarzenia… z kronik kryminalnych Gdańska i Warszawy:
W Gdańsku amstaf zagryzł sarnę, która zabłąkała się do miejskiego parku. Właściciel bezczynnie się temu przyglądał. Wtedy ludzie wezwali policję i wskazali mieszkanie, do którego poszedł człowiek z psem. „Policjanci udali się pod wskazany adres, ale nikt im nie otworzył” – skarżyła się
rzeczniczka gdańskiej policji.