Nie dość, że bezczelne pismaki i jakieś typy spod opozycyjnej gwiazdy zepsuły dwa trójmiejskie biznesy, to jeszcze uczepiły się samego premierowicza, który miał z tymi zacnymi przedsięwzięciami jakieś kontakty, i zaczęły publicznie o kontakty owe zadawać pytania. I to już jest zdecydowana przesada.
Świetlik przywołuje tekst Agaty Nowakowskiej z "GW":
Na szczęście mamy takich, co zawsze na posterunku. "Nie wyplenimy korupcji i nepotyzmu, urządzając polowanie na "pasujące politycznie" osoby. Musimy mądrze zmieniać prawo, pracować nad kulturą polityczną i obyczajem, a to dużo mniej spektakularne niż łapanka na syna premiera" - mądrze napisała redaktor Agata Nowakowska z "Gazety Wyborczej". O, nie wyplenimy!
I analizuje:
Wyobraźmy sobie, że to nie syn premiera łączyłby pracę na państwowym lotnisku z pisaniem ekspertyz dla podejrzanej firmy, a mąż Marty Kaczyńskiej, pociotek Pawlaka albo Millera. Wtedy, bez względu na stan faktyczny, można by go wdeptać w ziemię i skakać po nim do świąt Bożego Narodzenia, a może nawet i do Wielkiej Nocy. Koledzy z "Wyborczej", a także wszelkiej maści lisoidzi, pierwsi domagaliby się śledztwa, prawdy, ustalenia wszystkich związków tej osoby ze sławnym krewniakiem, a może nawet usunięcia się tego ostatniego z życia publicznego do czasu wyjaśnienia "afery". Ale premierowicz? O, co to, to co innego. "Plwać na zbrodnie, lżyć złej woli, ale świętości nie szargać, bo trza, żeby święte były" - pisał wieszcz. Łapy precz od premierowicza!