Boni występuje w krzakach

Były minister cyfryzacji właśnie wygrał kampanie wyborczą

Publikacja: 09.05.2014 02:21

W zasadzie wybory do Parlamentu Europejskiego można już odwołać. Dalsza rywalizacja o nasze głosy nie ma bowiem sensu. Konkurencja została zmiażdżona, nikt inny się nie liczy. Zwycięzca jest tylko jeden - Michał Boni. Ale dlaczego? Ale jak to? - możecie zapytać.

Otóż tak to, drodzy Czytelnicy, że Michał Boni - jak to się teraz mówi - wygrał internet. Mało tego, on wygrał demokrację. A wszystko poprzez jeden, 31-sekundowy spot wyborczy, który bije na głowę nawet absolutnie fantastyczną piosenkę wyborczą Jacka Kozłowskiego.

W kinematografii jest taka kategoria filmów tak złych, że aż dobrych. Otóż klip z udziałem Boniego jest tak zły, że aż genialny. To nieskażony niczym purnonsens, to kwintesencja postpolityki, to emanacja politycznego nihilizmu w czystej postaci. Film Boniego jest bowiem zupełnie pozbawiony choćby nanonamiastki czegoś, co przypomina polityczne przesłanie. Mało tego: nie ma słów, nie ma treści, nie mówi on nic o kandydacie, jego charakterze, jego poglądach, jego celach. Jest za to muzyka przypominająca melodie grane w latach 90-tych w systemach telefonicznych "w oczekiwaniu na połączenie się z naszym konsultantem", jest Michał Boni wyłaniający się z krzaków i jest przede wszystkim hasło, które wysyła wyborcom jasny sygnał:  "Głosujcie na mnie, bo tak. Głosujcie na mnie, bo jestem Michałem, k..., Bonim". Jest w końcu i końcowa plansza, wyglądająca jakby zrobił ją szympans - daltonista w programie Microsoft Paint.

Ale geniusz tego krótkiego filmu nie polega tylko na całkowitej jego pustce i beznadziei. Bo choć spot jest pozbawiony jakiejkolwiek treści i znaczenia, paradoksalnie mówi nam o kandydacie  - a szczególnie o jego partii - wszystko.

Czy można bowiem wyobrazić sobie lepszą reprezentację tego, czym w istocie jest Platforma Obywatelska? Jest ona dokładnie tym, czym jest ten film. Pozbawionym treści, ideologii i poglądów postmodernistycznym żartem. Partią, która rządzi - bo tak. Partią która co jakiś czas wyłania się z krzaków i bez użycia słów, samym tylko spojrzeniem przekonuje szerokie rzesze obywateli do głosowania na nią.

Jest zatem spot Boniego osiągnięciem wybitnym i wydarzeniem dla polityki przełomowym: odrzuceniem przez polityków wszelkich pozorów; momentem, kiedy politycy w końcu grają w otwarte karty i mówią: "chcę tylko, żebyś na mnie zagłosował. O nic więcej tu nie chodzi".

Ale - tak jak w samym spocie - próżne są tu słowa. Opisywać ten film, to jak opisać "Ulissesa", czy "Tęczę grawitacji".  To trzeba po prostu zobaczyć, poczuć, doświadczyć. I zagłosować. Bo tak.

W zasadzie wybory do Parlamentu Europejskiego można już odwołać. Dalsza rywalizacja o nasze głosy nie ma bowiem sensu. Konkurencja została zmiażdżona, nikt inny się nie liczy. Zwycięzca jest tylko jeden - Michał Boni. Ale dlaczego? Ale jak to? - możecie zapytać.

Otóż tak to, drodzy Czytelnicy, że Michał Boni - jak to się teraz mówi - wygrał internet. Mało tego, on wygrał demokrację. A wszystko poprzez jeden, 31-sekundowy spot wyborczy, który bije na głowę nawet absolutnie fantastyczną piosenkę wyborczą Jacka Kozłowskiego.

Publicystyka
Kazimierz Groblewski: Sztaby wyborcze przed dylematem, czy już spuszczać bomby na rywali
Publicystyka
Jędrzej Bielecki: Karol Nawrocki w Białym Domu. Niedźwiedzia przysługa Donalda Trumpa
analizy
Likwidacja „Niepodległej” była błędem. W Dzień Flagi improwizujemy
Publicystyka
Roman Kuźniar: 100 dni Donalda Trumpa – imperializm bez misji
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Publicystyka
Weekend straconych szans – PiS przejmuje inicjatywę w kampanii prezydenckiej?
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne