Reklama

W PSL wrze jak na Majdanie

Ludowcy tylko pozornie upajają się sukcesem

Aktualizacja: 10.12.2014 07:37 Publikacja: 10.12.2014 01:00

Eliza Olczyk

Eliza Olczyk

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek

Platforma Obywatelska oraz Prawo i Sprawiedliwość kłócą się o kilometrówki, Sojusz Lewicy Demokratycznej rozpaczliwie poszukuje kandydata na prezydenta, a Polskie Stronnictwo Ludowe upaja się wyborczym sukcesem. Sobotnie posiedzenie Rady Naczelnej, która podsumowała wybory samorządowe, przebiegło niemal niezauważone przez media. Tu i ówdzie pojawiły się relacje z oficjalnego przemówienia prezesa Janusza Piechocińskiego, ale na tym koniec.

Wygraliśmy, ale... prezes dostaje po uszach

To jednak wcale nie oznacza, że wśród ludowców, na których spłynął niespodziewany sukces, zapanowały błogość i zgoda. Nic bardziej mylnego. Nastroje w partii dobrze oddaje filmik z Brukseli, na którym reprezentanci PSL w Parlamencie Europejskim przy piwie wymieniają się mało pochlebnymi uwagami na temat lidera.

Część działaczy zwyczajnie nie lubi swojego prezesa, a przecież powinni go nosić na rękach, bo 24 proc. głosów PSL nie zdobyło nigdy w swojej 25-letniej historii. Nawet w 1993 roku, kiedy Stronnictwo było równorzędnym partnerem koalicyjnym dla SLD, miało 112 posłów i premiera, wynik wyborczy, który im to zapewnił, wynosił jedynie 15,4 proc. poparcia. Mimo to Janusz Piechociński jakoś nie może sobie zaskarbić sympatii przeciwników. Nie akceptują go do tego stopnia, że gdyby w sobotę prezes zdecydował, że chce na fali sukcesu poprosić o wotum zaufania, to podobno by go nie dostał, bo połowa Rady Naczelnej była ugadana, żeby mu tego odmówić. Piechociński wykazał się jednak instynktem samozachowawczym i niczego takiego nie zaproponował, a jego przeciwnicy sami nie mieli odwagi wystąpić z taką inicjatywą, bo rozliczanie zwycięskiego prezesa nie jest w PSL przyjęte. I tak to się skończyło.

Nie oznacza to wcale, że prezes nie dostał po nosie. Kiedy za częste nieobecności próbował odwołać kilka osób ze składu Rady Naczelnej i na ich miejsce wprowadzić nowych ludzi, m.in. jednego ze swoich najbliższych współpracowników Tomasza Jędrzejczaka, ministra w Kancelarii Prezydenta, delegaci zaoponowali. Na dodatek okazało się, że prezes nie dopełnił formalności, czyli nie zasięgnął opinii organizacji wojewódzkich, a bez tego odwołanie jest niemożliwe. W ten sposób już bodaj trzecia próba zmiany składu Rady Naczelnej podjęta przez Piechocińskiego spełzła na niczym.

Działacze odnotowali jeszcze, że Piechociński przestrzegał członków partii przed ludowym TKM, czyli przed triumfalizmem, a sam się go nie ustrzegł. I że między szefem Rady Naczelnej PSL Jarosławem Kalinowskim a prezesem iskrzy. Piechociński wypomniał szefowi RN wypowiedź zarejestrowaną na filmiku z Brukseli, ten przeprosił, ale jakoś hardo. Skończyło się na słowach.

Reklama
Reklama

Kłopot z kandydatem? Postawmy na Komorowskiego

Wszystko to są oczywiście drobne sprawy, ale pokazują, że Piechociński nie ma łatwego życia w partii, a przecież stoi przed koniecznością wskazania kandydata na prezydenta.

Decyzję w tej sprawie powinna podjąć w styczniu Rada Naczelna PSL i już widać, że w partii są wyraźne podziały z tym związane. Część działaczy jest za tym, by nie wystawiać własnego kandydata, tylko już w pierwszej turze poprzeć Bronisława Komorowskiego. Taką opinię publicznie sformułował Eugeniusz Kłopotek. Gotowi są go poprzeć m.in. Adam Struzik, marszałek sejmiku mazowieckiego, i Władysław Kosiniak-Kamysz, minister pracy.

Urzędującemu prezydentowi w to graj. Co prawda nie zadeklarował jeszcze startu w wyborach, ale jego walka o reelekcję jest oczywista. Wsparcie PSL już w pierwszej turze na pewno by się przydało, chociażby po to, by w PO nie narodził się pomysł, że prezydent powinien się jakoś odwdzięczyć partii za zorganizowanie kampanii prezydenckiej. A ludowcy, jak to ludowcy, uważają, że nie ma nic za darmo – za poparcie w pierwszej turze należałyby się jakieś stanowiska w Kancelarii Prezydenta. Zastanawiają się jednak, czy Piechociński jest w stanie to wynegocjować.

Jesteśmy dużą partią i musimy w wyborach zaistnieć

Drugi obóz, którego wyrazicielem stał się szef Klubu PSL Jan Bury,  jest za wystawieniem własnego kandydata w wyborach prezydenckich, bo jego brak będzie oznaczał, że partia przez pół roku kampanii prezydenckiej nie ma szansy na zaistnienie. Normalnie ludowcy w ogóle by się tym nie przejmowali, ale pół roku po wyborach prezydenckich są parlamentarne, a więc możliwość prezentowania się w mediach w czasie kampanii prezydenckiej jest nie do przecenienia.

Za wystawieniem własnego kandydata przemawia też fakt, że skoro partia ogłosiła, iż jest już równorzędnym partnerem dla PO i PiS, to nie może zrezygnować z kampanii prezydenckiej, bo duże partie po prostu tak nie robią.

Paradoksalnie, tego argumentu można też użyć przeciwko pomysłowi wystawienia własnego kandydata – otóż partia, która jest już równa PO i PiS, nie może wystawić kandydata, który zdobędzie 2-procentowe poparcie. A takie wyniki mieli kandydaci PSL w wyborach prezydenckich w 2005 i 2010 roku. Okazałoby się bowiem, że wielkość ludowców była tylko chwilowa. Wszystko to pokazuje, że sukces wyborczy może być tak samo obciążający dla partii jak porażka. Politolodzy są jednak zgodni, że PSL powinno wystawić swojego kandydata na prezydenta, bo inną decyzję trudno będzie wytłumaczyć elektoratowi.

Reklama
Reklama

Może Piechociński albo ktoś z młodszego pokolenia

Naturalnym kandydatem jest oczywiście sam Janusz Piechociński, bo lider, nawet gdy nie chce, musi się podejmować takiej roli. Choć jako urzędującemu wicepremierowi i ministrowi gospodarki trudno byłoby mu prowadzić jeszcze kampanię prezydencką. Wśród ludowców krążą więc pomysły, żeby nie narażać prezesa na przepracowanie oraz mierny wynik i wystawić do wyścigu prezydenckiego kogoś z młodszego pokolenia, np. Adama Jarubasa, marszałka województwa świętokrzyskiego, albo kobietę, np. senator Andżelikę Możdżanowską. Oboje jednak mają tę wadę, że są szerzej nieznani i trzeba by włożyć sporo pracy w kampanię, by ich wypromować.

Wyniku sporu o wybory prezydenckie nie da się przewidzieć. Nawet sami ludowcy pewnie nie wiedzą, czym to się skończy, gdyż sami nieraz mówili, że ich Rada Naczelna jest jak Majdan – nigdy nie wiadomo, co się w niej urodzi.

Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Karol Nawrocki potwierdził na Radzie Gabinetowej, jaki jest jego główny cel
Publicystyka
Joanna Ćwiek-Świdecka: Panie Prezydencie, naprawdę wytyka Pan Ukraińcom leczenie dzieci z rakiem?
Publicystyka
Zuzanna Dąbrowska: Antyukraińskie żniwa prezydenta Nawrockiego
Publicystyka
Roman Kuźniar: Fiasko „strategii szaleńca”
Materiał Promocyjny
Bieszczady to region, który wciąż zachowuje aurę dzikości i tajemniczości
Publicystyka
Marek Migalski: Duopol PO-PiS wiecznie żywy
Materiał Promocyjny
Jak sfinansować rozwój w branży rolno-spożywczej?
Reklama
Reklama