To tylko krótka refleksja. Wspominany nowy model ekonomiczny to tzw. sharing economy, ekonomia współdzielenia. Proponują ją nowoczesne rozwiązania technologiczne w postaci aplikacji, którymi można przyzywać potrzebnych specjalistów. Mogą być nimi taksówkarze, hydraulicy, ogólnie rozumiane złote rączki, a nawet ludzie, którzy zrobią nam wszelkie potrzebne zakupy. Zadanie wykonane zostanie wtedy, gdy my będziemy tego chcieli, a nie gdy grafik danego fachowca czy korporacji taksówkowej umożliwi uwzględnienie naszej prośby.
Uber znaczy niższy?
W jednym z ostatnich tekstów w serwisie Fast Company można znaleźć kolejne określenie tego trendu – gig economy, czyli tym razem ekonomia nazywana w oparciu o samo sedno zleceń, ich ulotność i chwilowość. Gig to występ, jednorazowy występ, coś co zdarza się w danym miejscu o określonej porze. Można to powtórzyć za jakiś czas, ale dla odbiorcy ma udział w tym pierwszym momencie. Gig economy to trochę jak w świecie muzyki działanie w oparciu o tzw. joby, zlecenia, okazjonalne grania, które wykorzystują możliwości rynku. W większości jednak zamiast grać koncerty w pełnym składzie, taki job-gig staje się mniej lub bardziej wystawnym weselem. Ewentualnie eventem zamówionym przez najprężniej działające obecnie na polu kultury instytucje – prywatne firmy.
Najpopularniejsza w świecie gigów i współdzielonych zysków jest obecnie aplikacja Uber odpowiedzialna za zamawianie taksówek. Wystarczy kilka kliknięć i gotowe. W walce o przychylność klientów z nowych miast stanowiących nowe rynki przy jej pomocy zamówić można nawet nie tylko taksówkę zwykłą, ale także bagażową, a także w niektórych miejscach zlecić zrobienie zakupów a nawet przyzwać zespół tancerzy wykonujących taniec smoka na chiński nowy rok. Uber to obecnie najcenniejszy startup świata, jego wycena średnio co miesiąc idzie w górę o kolejne miliardy dolarów.
Nowy model, który może zmienić świat na gorsze
Sharing/gig economy bije rekordy popularności i sprawia, że mało który z informatyków chcących tworzyć swoje startupy nie widzi właśnie w niej jedynie słusznego potencjału. Wbrew pozorom model współdzielenia i działania na wieczne zlecenia ze stopy wolnego strzelca może stać się początkiem końca jakiegokolwiek porządku gospodarczego. Nowe zlecenia w Uberze i jego klonach oferują stabilność, ale w równym stopniu jej brak. Błąd systemu, zmiana algorytmu albo nawet wycofanie się z rynku może tysiącom osób pokrzyżować plany nie tylko zawodowe, ale życiowe. Zaufanie niekończącemu się napływowi turystów rezerwujących nasz pokój jako kwaterę tańszą niż profesjonalnie zarejestrowany hotel za pośrednictwem aplikacji Airbnb (także bijącej rekordy wyceny) może przyprawić z początku o zawrót głowy. Potem okazuje się, że mała zmiana regulacji prawnych w naszym mieście pozbawia nas możliwości zarabiania w ten sposób.
„Gigowość" życia wyklucza jakąkolwiek stabilizację. I nie ma co łudzić się, że sytuacja wygląda inaczej. Zwykła praca w mediach (tych polskich, być może zachodnie oferują lepsze standardy współpracy) zakrawa na codzienne pojedynkowanie się o swoje nie gorzej niż na taksówkarskim postoju. Obojętne czy jest on rozumiany jako fizyczny znak TAXI i z TAXI przekreślonym, czy jako wersja wirtualna na ekranie smartfonu. Ekonomia współdzielenia w porównaniu z prasowymi gigami to taka sama niestabilność i brak jakiegokolwiek oparcia na przyszłość.