Kilka dni temu na autostradzie A4 zderzyły się dwie ciężarówki. Z tego powodu kierowcy w korku utworzyli „korytarz życia". Niektórzy z nich zaczęli jednak jechać pod prąd i zablokowali przejazd dla służb ratunkowych. Bezmyślni kierowcy zostali już namierzeni. Grozi im 500 zł mandatu i 6 pkt karnych. Wielu, słysząc tę informację, pyta, skąd te kary, skoro przepisy regulujące „korytarze życia" nie zostały jeszcze uchwalone. Otóż już teraz policja może karać za wykorzystywanie takiego korytarza do opuszczenia zatoru. – To nic innego jak jazda pod prąd – tłumaczy drogówka.
Czytaj także: Ministerstwo Infrastruktury wprowadzi korytarze życia do kodeksu drogowego
Wysoki mandat i punkty karne to jednak nie wszystko. Policjant może bowiem stwierdzić, że to zbyt mała kara, i skierować sprawę do sądu za spowodowanie niebezpieczeństwa w ruchu drogowym. To może się skończyć nawet wnioskiem o zatrzymanie prawa jazdy.
W wielu krajach takie korytarze działają od lat. W Europie taki obowiązek wprowadzono m.in. w Niemczech, Austrii, Czechach, Hiszpanii, Rumunii, Chorwacji czy Danii. Niestosowanie się do przepisów oznacza bardzo wysoki, często liczony w setkach euro, mandat. „Korytarz życia" to miejsce w korku pozostawione dla pojazdów ratunkowych. Jeśli droga ma dwa pasy, to kierowcy na lewym zjeżdżają zawsze na lewo, a na prawym na prawo. W ten sposób tworzy się szeroka droga, którą służby ratunkowe mogą dojechać do poszkodowanych.
Jeśli pasów jest więcej, to kierowcy powinni zjechać na bok, tworząc korytarz od razu, gdy tylko droga zaczyna się korkować, bez czekania na sygnał, np. karetki.