Policyjna drogówka wystawia coraz więcej mandatów za rozmowę przez komórkę w czasie jazdy. W 2012 r. ukarano za to wykroczenie tylko 42 tys. kierowców, podczas gdy w 2015 r. było ich już prawie 120 tys., a w 2016 r. (I połowa) 51,3 tys.
Wygląda na to, że na kierowców nie działają obecne kary: 200 zł mandatu i 5 punktów karnych. – Bo najważniejsza jest nie surowa kara, ale przeświadczenie, że jeśli złamiemy przepisy na drodze, to karę poniesiemy – mówi Wojciech Pasieczny, były policjant drogówki, biegły sądowy. Policja wzięła sobie do serca rady ekspertów i ruszyła ze specjalnymi akcjami skierowanymi do kierujących, którzy nie korzystają z zestawów głośnomówiących (przy okazji posypały się też mandaty dla rowerzystów i motocyklistów). Akcja „Telefon" np. w Bełchatowie odbywa się kilka razy w miesiącu. Drogówka rusza na ulice z radiowozami (oznakowanymi i nieoznakowanymi), korzysta z monitoringu miejskiego, używa dronów, a ostatnio również wypatruje kierowców przez... lornetki.
– Kiedy namierzymy rozmawiającego, podejmujemy interwencję – mówi komisarz Iwona Kaszewska z bełchatowskiej policji. Jak reagują kierowcy? – Najczęściej tłumaczą się ważnymi sprawami zawodowymi lub nagłą chorobą dziecka – dowiedzieliśmy się od łódzkiej drogówki. Dowodem w takich sprawach mogą być billingi od operatorów – przede wszystkim wtedy, gdy kierowca twierdzi, że nie rozmawiał. Skala jest naprawdę poważna. 47 proc. kierowców rozmawia przez telefon w czasie jazdy, a 65 proc. czyta oraz pisze wiadomości tekstowe – ujawnia policja.
Tymczasem, jak twierdzi Instytut Transportu Samochodowego, to wykroczenie należy do bardzo niebezpiecznych – ok. 20–30 proc. wypadków jest spowodowanych rozproszeniem kierowcy. A jednym z czynników najbardziej rozpraszających kierowcę jest właśnie rozmowa przez telefon.
Skoro kierowcy za nic mają przepisy, to może powinny się pojawić surowsze kary? Taki projekt trafił do Rządowego Centrum Legislacji w 2015 r. Za rozmowę kierowca miał płacić nie 200, tylko 300 zł kary. Po zmianie rządu prace jednak zawieszono.