– To układ nie do utrzymania. Przy takiej zapaści demograficznej nie da się zachować obecnego poziomu życia w Unii. Dlatego po przełamaniu ostatniego kryzysu nie wrócimy do dawnych przyzwyczajeń – ostrzega w rozmowie z „Rz" prof. Andre Sapir, ekonomista z Instytutu Bruegla, który przygotował dla Rady UE plan odbudowy dynamizmu gospodarczego Wspólnoty.
Dawne podziały na kraje południa i północy Europy, te z tradycją katolicką i skłaniające się ku laickości, nie mają już właściwie żadnego znaczenia przy podejmowaniu najważniejszych decyzji życiowych. Liczy się z jednej strony brak stabilnych perspektyw życiowych, z drugiej strony coraz bardziej rozpowszechniony model konsumpcyjnego i łatwego przejście przez życie.
Z najnowszych danych Eurostatu wynika, że to w Portugalii (1,21 dziecka na kobietę), w Hiszpanii (1,27) i Polsce (1,29) załamanie rozrodczości jest najbardziej głębokie. Statystycy określają taki wynik jako „najniższy poziom stanów niskich": załamanie tak głębokie, że prowadzi do szybkiego starzenia się społeczeństwa i kurczenia się jego liczby. Aby zapewnić prostą zastępowalność pokoleń, statystyczna kobieta musi urodzić 2,1 dziecka. Wśród nielicznych krajów Unii, które zbliżają się do takiego stanu, są republikańska Francja (1,99 dziecka), konserwatywna Irlandia (1,96), a także, w nieco mniejszym stopniu, Szwecja, Wielka Brytania i Belgia. Wszystkie te państwa zapewniają dość rozbudowany system zabezpieczeń socjalnych, który został jednak wyraźnie ograniczony w ostatnich latach.
– Jedynym ratunkiem dla Europy jest masowa emigracja. Ale doświadczenia wielu państw pokazują, że integracja przybyszy z innych kultur jest niezwykle trudna – ostrzega Sapir.
Polscy dyplomaci na początku tego tygodnia stoczyli w Brukseli heroiczną walkę, aby nie wpuścić zaledwie dwóch tysięcy uchodźców z Syrii i Erytrei.