Rzeczpospolita: We Francji trwają strajki przeciwko reformie rynku pracy Emmanuela Macrona. Protestują pracownicy kolei państwowych, linii lotniczych Air France, zakładów energetycznych i służb komunalnych. Francji grozi paraliż?
Grzegorz Dobiecki: „Paraliż" – tego słowa już nieraz używano, mówiąc o Francji, która za każdym razem sobie z takimi problemami radzi. Macron stoi niewątpliwie przed poważnym wyzwaniem, na miarę tego, co zrobiła Margaret Thatcher w Wielkiej Brytanii, łamiąc strajki górnicze. Wprawdzie nie wyobrażam sobie, żeby we Francji mogło dojść do złamania strajków, ale zbyt długo trwa sytuacja rozmywania prób reformatorskich, podejmowanych przez kolejnych prezydentów.
Francja nie może dalej brnąć w ten impas. Pod względem konkurencyjności jej gospodarka na tle świata, a nawet Europy, jest zapóźniona. Macron postawił przed sobą ambitne cele. Tylko pod warunkiem, że jego reformy się powiodą, utrzyma on rolę przywódczą do jakiej pretenduje we Francji i w Europie. Francja potrzebuje reform. Tyle że łatwo to powiedzieć z zewnątrz, a jak przychodzi co do czego, to niemal każda grupa zawodowa we Francji, mająca swoje przywileje, mówi: „No dobrze, reformy – tak. Ale dlaczego nasza grupa ma za to płacić?".
W związku ze strajkiem kolejarzy, którzy twierdzą, że próbuje się im odebrać przywileje, pojawiły się poważne utrudnienia komunikacyjne.
Takich uprzywilejowanych grup jak kolejarze jest we Francji kilkadziesiąt. Odebranie przywilejów traktują jako karę.