To stwierdzenie Lecha Kaczyńskiego wywołało burzę, choć nie było to nowe wyznanie. Już w październiku mówił „Rz”: – Odegrałem istotną rolę w zmianie premiera. Bo podejmował decyzje bez porozumienia z zapleczem, a odpowiedzialność za nie ponosił prezes PiS.
Wczoraj rano w radiowych „Sygnałach dnia” prezydent użył tylko mocniejszych słów. Politycy PO uznali tę wypowiedź za skandal. – Prezydent sam się przyznał, że działa poza swoimi konstytucyjnymi uprawnieniami i ingeruje w to, kto stoi na czele rządu – mówi Sebastian Karpiniuk z PO.
W południe prezydent tłumaczył już swe słowa „skrótem myślowym”. – Wymogłem tę decyzję – bo formalnie należy do kierownictwa partii – na jej prezesie i jego współpracownikach – stwierdził. – Decyzję podjęło kierownictwo PiS. Zapadła na posiedzeniu komitetu politycznego i nikt poza samym zainteresowanym nie był przeciw – dodał lider PiS Jarosław Kaczyński. Przyznał, że prezydent w rozmowach z politykami wyrażał niezadowolenie z pracy Marcinkiewicza, ale nie mógł wprost wydać polecenia usunięcia go. – Aleksander Kwaśniewski też zabiegał, by Leszek Miller zrezygnował ze stanowiska premiera. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego – uważa prezes.
Platforma przyznaje, że dla niej ostry spór Marcinkiewicza z PiS jest korzystny, ale na razie nie wspiera go zbyt mocno. – Trochę przeszarżował, jeśli nie ma dowodów na swe oskarżenia przeciw prezydentowi – przyznają nieoficjalnie politycy PO.
– Prokuratura powinna się błyskawicznie zwrócić do Kancelarii Premiera i do kierownictwa ABW, by odnaleźć notatkę z rozmowy szefa ABW z prezydentem. Jeśli tej notatki nie ma, to Marcinkiewicz będzie wyglądał licho – uznał wczoraj w Radiu Zet Janusz Zemke, szef Komisji ds. Specsłużb.