Lech Wałęsa: kiedyś dokumenty same przemówią

Pierwszy przywódca „Solidarności” od lat konsekwentnie zaprzecza, by był w przeszłości agentem SB. Jednak w ostatnich latach jego wypowiedzi na temat prób zwerbowania go do takiej współpracy często się wzajemnie wykluczały

Aktualizacja: 31.05.2008 13:52 Publikacja: 31.05.2008 04:58

Lech Wałęsa: kiedyś dokumenty same przemówią

Foto: KFP

Prawdą jest, że rozmowy były. Powiedziałem wtedy – a jest to w protokołach – że jeśli nie dopuszczą do powstania autentycznych organizacji robotniczych zdolnych wyrażać i kontrolować rzeczywistość, dojdzie w niedługim czasie do większych jeszcze dramatów. I prawdą jest też, że z tego starcia nie wyszedłem zupełnie czysty. Postawili warunek: podpis. I wtedy podpisałem. W jedenaście lat później w stanie wojennym 1981 i 1982 roku była to praktyka proponowana powszechnie prawie wszystkim internowanym. Ale wiedziałem już, jak to jest. Taki papier, podpisany przez wychodzącego na wolność, nazywano „lojalką”.

książka Lecha Wałęsy „Droga nadziei”

, wydanie z 1989 roku

Aresztowano mnie wiele razy. Za pierwszym razem, w grudniu 1970 roku, podpisałem trzy albo cztery dokumenty. Podpisałbym prawdopodobnie wtedy wszystko, oprócz zgody na zdradę Boga i ojczyzny, by wyjść i móc walczyć. Nigdy mnie nie złamano i nigdy nie zdradziłem ideałów ani kolegów.

komunikat przekazany PAP, 4 czerwca 1992 roku,

Wysłany po ogłoszeniu tzw. listy Macierewicza, a przed przyspieszonym głosowaniem nad odwołaniem premiera Olszewskiego, za: „Przerwana premiera”, wywiad Jerzego Kłosińskiego i Jana Strękowkiego z Janem Olszewskim, Warszawa 1992

To jest celowe działanie o charakterze politycznym (...). To dziwne, że dopiero po roku, jak przestałem być prezydentem, UOP przypomniał sobie, że podobno nie ma jakichś dokumentów. Podczas gdy pewien pan w pewnym tygodniku chwali się, że ma jakieś tajne papiery. (...). Nigdy nie kwitowałem pobrania dokumentów, nigdy nie kwitowałem oddania. Ze wszystkiego rozliczyłem się z kancelarią, podpisując odpowiedni dokument.

Lech Wałęsa dla „Rz”, 25 marca 2003 roku

„Rz” napisała, że Prokuratura Wojewódzka w Warszawie wszczęła śledztwo w związku z doniesieniem UOP o nielegalnym posiadaniu przez Wałęsę tajnych dokumentów UOP. Nieoficjalnie UOP i prokuratura potwierdzały, że chodzi o część tzw. teczki „Bolka”

Czy jako prezydent prosił pan Urząd Ochrony Państwa o teczkę „Bolka”?

Lech Wałęsa: Nic takiego nie było.

Nie miał pan nigdy tej teczki w ręku?

Nie, oczywiście, że nie miałem. Po co te pytania. To przecież jasne, że czerwoni chłopcy denerwują się, widząc swoją klęskę, i do wyborów będą wydziwiać różne rzeczy, by ratować się przed zgubą. I ja się do tego przyłożę.

wywiad w „Gazecie Wyborczej”, 30 października 1996 roku

Z Lechem Wałęsą rozmawiała Agnieszka Kublik

Czy w latach 70. był pan tajnym współpracownikiem SB?

Lech Wałęsa: Nie byłem.

To skąd ta cała historia z agentem „Bolkiem”?

Wszystko zaczęło się w grudniu 1970 roku, kiedy byłem przywódcą w strajku w stoczni. W styczniu przyjechał Gierek i pytał: „Pomożecie?” (...). – Otóż ja nie krzyczałem. I dzień później zaczęli mnie i innych, co nie krzyczeli, odwiedzać esbecy. Przychodzili, ściągali do dyrekcji i pojedynczo z nami przeprowadzali rozmowy. Przedstawiali się jako kontrwywiad. Rozmawiałem z nimi, ale tylko pod kątem polityki, żadnych spraw personalnych. Oni mówią: – Gierek, odnowa, otwarcie na Zachód. To będzie pan przeszkadzał, burzył czy raczej wspierał? – pytali. No to jaką ja odpowiedź mogłem w tamtych czasach dać? (...). Ale i tak byłem chytrzejszy, bo odpowiadałem im mniej więcej tak: – Będę pomagał we wszystkim tym, z czym będę się zgadzał. Oni sobie z tych rozmów robili zapiski i tak się zaczęła tworzyć ta słynna teczka (...).

Byłem przekonany, że kiedyś dokumenty same przemówią, nie przejmowałem się tym, że czas leci. A potem dowiedziałem się, że dokumenty poniszczono. To jak robić lustrację, gdy na przykład z mojej teczki, gdzie było 85 tomów, dziesięć kartek A4 zostało.

W tym takie kartki, na których widnieje pański podpis...

Zaraz po Grudniu ,70 przez kilka dni siedziałem w więzieniu. Byłem młody, przestraszony. Nie wiem, czy jakby mi coś podsunęli, tobym nie podpisał. Mówię szczerze. Ale nic mi nie zaproponowano.

To co pan podpisał?

Normalnie, jak to po przesłuchaniu. Że nie będę prowokował akcji, opowiadał o zatrzymaniu. To był taki dokument, jak przy wyjściu z więzienia podpisują, że odbiera się swoje sznurowadła. Teraz wiem, że to też trafiło do mojej teczki. Ale wtedy kompletnie na to nie zwracałem uwagi. Bo przecież nie była to zgoda na współpracę z SB.

wywiad w „Gazecie Wyborczej”, 23 lutego 2005 roku

Z Lechem Wałęsą rozmawiali Marek Sterlingow i Marek Wąs

O sprawie mojej – wyssanej z palca – rzekomej współpracy z komunistycznymi służbami bezpieczeństwa wypowiadałem się nieskończenie wiele razy i napisano już na ten temat dziesiątki tysięcy stron – no, może nie tyle, ile liczy zgromadzona na mnie i przeciwko mnie ilość materiałów w szafach esbeckich. A metodę działania służb można streścić bardzo krótko: manipulacja, fałszerstwo i podkopywanie autorytetu. (...). Wielu pracowało nad tym, żeby przekonać społeczeństwo, że Wałęsa to właśnie agent „Bolek”. I nie można służbom odmówić pewnego sukcesu w ich dziele zniszczenia. Sporo ludzi uwierzyło, nadal wierzy i powtarza to innym. Robota dobrze zaplanowana przez towarzyszy zrobiła swoje. (...) Nie zrobiłem niczego, czego mógłbym się wstydzić. Nigdy nie robiłem tajemnicy ze swoich kontaktów z władzą, ze służbami bezpieczeństwa. To przecież było oczywiste, inaczej bezkrwawej rewolucji nie dałoby się zrobić. Ten rodzaj kontaktów i negocjacji ze służbą bezpieczeństwa opisywałem wielokrotnie. (...) Ja mówiłem z pełną świadomością to, co władza chciała usłyszeć, aby odwrócić jej uwagę i za chwilę robić swoje i osiągnąć cele w walce. (...) Pisałem już w książce „Droga nadziei” o przesłuchaniu z grudnia 1970 roku (pierwsza wypowiedź). I w ten sposób podpisałem „lojalkę”. Jeśli więc to ma być dowód mojej agenturalności, to bardzo proszę, niech będzie. Przekreślamy wszystko, co było później. Przekreślamy owoce mojej „wrogiej” działalności. Ktoś „wykrył”, że agent obalił komunizm?

książka Lecha Wałęsy „Moja III RP”, wydanie z 2007 roku

Jeszcze raz ja, Lech Wałęsa, oświadczam, że w moim przypadku sprawa agenturalna od początku do końca była robiona na zlecenie najwyższych władz PRL i dlatego jest technicznie nieźle zrobiona. Obiecano mi to, gdy nie dałem się kupić, zastraszyć ani złamać, będąc samotnie internowanym (...). Zamieszczane w Internecie, krążące w odpisach, książkach, artykułach, a nawet powstał perfidny film tylko na bazie podrabianych, spreparowanych materiałów, a to są ksera z ksera, nigdy nie było, nie mogło być i nie ma oryginałów, co opisano w wyroku Sądu Lustracyjnego. Agentów TW Bolek w dokumentacji SB jest około 54. Nigdzie ja, Lech Wałęsa, nie byłem tym „Bolkiem”, nie było mojej zgody na współpracę ani mojego podpisu na żadnym dokumencie tego typu czy donosie”.

wpis w blogu internetowym Lecha Wałęsy, 13 czerwca 2007 roku

W dwóch, może trzech miejscach tej ogromnej dokumentacji napisano, że dałem się wykorzystać operacyjnie w okresie wydarzeń grudniowych 1970 r. Tak, przyznaję, raz nieświadomie, kiedy usłuchałem, jak się potem okazało, agenta SB, nie godząc się zostać przewodniczącym strajku. Będąc wzywany kilkakrotnie, nie unikałem rozmów, ale ja dlatego, by poznać ich komunistyczne myślenie, ale też dlatego, by chronić ludzi, którym przewodziłem. Zorientowałem się wtedy, że nie mamy żadnych szans na tym etapie świadomości, zorganizowania i zaangażowania społecznego zwyciężyć. Trzeba było chronić najodważniejszych, by przetrwać i przygotować się na inny czas walki. Do jakiegoś czasu podkręcałem atak na komunę, w tamtym czasie, potem po słynnym pomożemy Gierka, widząc beznadziejność sytuacji, tonowałem nieodpowiedzialne, bez szans ataki, co prawdopodobnie odebrano w SB jako wspieranie ich sposobu tłumienia dążeń wolnościowych. To ja wykorzystałem SB, a nie oni mnie, co udowodniłem, doprowadzając do zwycięstwa i rozwiązania tej służby.

wpis w blogu internetowym Lecha Wałęsy, 5 stycznia 2008 roku

Nigdy się nie dałem złamać. A kto kryje się za pseudonimem Bolek? Po przyjrzeniu się [dokumentom – red.] dokładnie widać, kto jest „Bolkiem”. Prawda jest prozaiczna (...) Podpisałem jedynie, że oddają mi sznurówki i pasek. To są standardy. Później – jak powstał KOR – dowiedziałem się, że nic się nie podpisuje.

Lech Wałęsa w TVN 24, 20 maja 2008 roku

Rz: Andrzej Zybertowicz, który czytał książkę Piotra Gontarczyka i Sławomira Cenckiewicza o panu, uważa, że z tej publikacji jasno wynika, iż był pan współpracownikiem SB w latach 70.

Lech Wałęsa: Cała ta spółka z Kaczyńskimi na czele chce udowodnić rzeczy nieprawdopodobne. Ja odpowiem panu Zybertowiczowi – gdyby pan był na moim miejscu, w tamtych warunkach, to pewnie byłby pan agentem „Bolkiem”. Tylko że ja nie jestem Zybertowiczem i „Bolkiem” nie byłem, co udowodnię.

w rozmowie z „Rz”, 29 maja 2008 roku

Prawdą jest, że rozmowy były. Powiedziałem wtedy – a jest to w protokołach – że jeśli nie dopuszczą do powstania autentycznych organizacji robotniczych zdolnych wyrażać i kontrolować rzeczywistość, dojdzie w niedługim czasie do większych jeszcze dramatów. I prawdą jest też, że z tego starcia nie wyszedłem zupełnie czysty. Postawili warunek: podpis. I wtedy podpisałem. W jedenaście lat później w stanie wojennym 1981 i 1982 roku była to praktyka proponowana powszechnie prawie wszystkim internowanym. Ale wiedziałem już, jak to jest. Taki papier, podpisany przez wychodzącego na wolność, nazywano „lojalką”.

Pozostało 93% artykułu
Polityka
Czy Jarosław Kaczyński powinien ponieść karę? Wyniki sondażu, Polacy podzieleni
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Wybory prezydenckie
PSL nie wystawi własnego kandydata w wyborach prezydenckich. Ludowcy poprą Szymona Hołownię
Polityka
Rozliczanie PiS. Adrian Zandberg: Ludzie już żyją czymś innym
Polityka
Wybory prezydenckie 2025: Pojawił się nowy kandydat. Kim jest?
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Polityka
Tobiasz Bocheński odniósł się do sprawy Marcina Romanowskiego. "Nie ukrywałbym"