– Jestem gotów jechać do Krakowa, by wygłosić precyzyjny komunikat wobec kongresu największej partii opozycyjnej – oświadczył Donald Tusk. Podkreślił, że często ma wrażenie, że opozycja nie rozumie intencji rządu. – Liczę na zaproszenie i gościnność, by poważnie rozmawiać, jak wspólnie bezpiecznie przeprowadzić kraj przez czas kryzysu – dodał.
Szef rządu zaskoczył polityków PiS. – Proszę o telefon za kwadrans – powiedział nam Joachim Brudziński, jeden z organizatorów kongresu, gdy zapytaliśmy go, czy PiS zaprosi premiera. Chwilę później nie chciał już o tym rozmawiać. – Nie mam czasu, rozstawiam krzesła dla delegatów – uciął.
Inni posłowie PiS też nie chcieli się wypowiadać na temat niespodziewanej deklaracji Tuska.
– To odważne, choć ryzykowne zagranie. Donald Tusk stawia PiS pod ścianą. Jeśli zostanie zaproszony, kompletnie zdominuje kongres. Odmowa spotka się zaś z zarzutami, że PiS nie chce rozmawiać o kryzysie – ocenia dr Jarosław Flis, politolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Politycy PiS od kilku dni obawiali się, że PO będzie próbowała odwrócić uwagę opinii publicznej od ich kongresu. Sądzili jednak, że zakończy się na "kolejnych popisach Janusza Palikota".