Pod projektem wprowadzenia do kodeksu wyborczego tzw. suwaka podpisało się kilkadziesiąt posłanek z PO, PSL, SLD i Ruchu Palikota m.in. marszałek Sejmu Ewa Kopacz z PO, wicemarszałek Wanda Nowicka (niezrzeszona) i Agnieszka Kozłowska-Rajewicz, pełnomocnik rządu ds. równego. Identyczny pomysł zgłosił Ruch Palikota. Oba znalazły się w porządku obrad najbliższego posiedzenia Sejmu.
Czy mają szansę na uchwalenie? Jeszcze do niedawna politycy z dużymi oporami podchodzili do możliwości wprowadzenia tzw. kwot dla kobiet czyli zagwarantowani im określonej liczby miejsc na listach wyborczych. Ten opór został jednak przełamany i dziś obowiązuje przepis, że na listach wyborczych minimum 35 proc. miejsc muszą zajmować kobiety. Okazało się jednak, że panie zapełniały miejsca tzw. nie biorące, a więc z góry było wiadomo, iż nie mają szans na mandat. Stąd postulat feministek, by przy konstrukcji list wyborczych zastosować zasadę suwaka. I wszystko wskazuje na to, że może ona zostać wprowadzona. Oba kluby lewicowe RP i SLD mają na sztandarach równe prawa dla kobiet i mężczyzn, a więc na pewno zagłosują za suwakiem. Ale PO i PSL deklarują, że również nie mają nic przeciwko tej zasadzie, a więc nawet przy sprzeciwie PiS i Solidarnej Polski ustawa powinna zostać przyjęta.
Elżbieta Radziszewska z PO przypomina, że jej partia ma wewnętrzne regulacje, które bardzo przypominają zasadę suwaka – w pierwszej trójce na liście wyborczej musi być jedna kobieta, a w pierwszej piątce dwie.
- Nasi politycy już się do tego przyzwyczaili więc nie sądzę, by głosowali przeciwko wprowadzeniu tej zasady do Kodeksu wyborczego – mówi Radziszewska. Jej zdaniem to inne partie mogą mieć problem z tą ustawą, bo nawet gdy deklarują walkę o równouprawnienie kobiet, to pań w ich szeregach nie jest za wiele.
- W Ruchu Palikota, który tak popiera równość kobiet i mężczyzn na 40 posłów są tylko cztery kobiety – wytyka posłanka PO.