Piechowicz pod koniec stycznia zniknął z otoczenia Kopacz. W tym samym czasie wybuchła afera, gdy "Fakt" opisał, że rzeczniczka rządu Iwona Sulik szkoliła posła Przemysława Wiplera. Potem okazało się, że robiła to w ramach współpracy z firmą Piechowicza.
Premier zażądała jej dymisji. Usunęła też szefową swojego gabinetu Jolantę Gruszkę. To doprowadziło do całkowitego przemodelowania Kancelarii Premiera. Dziś jej najbliższymi współpracownikami są Michał Kamiński, Jacek Rostowski i Marcin Kierwiński.
Piechowicz udzielił wywiadu, który portal mpolska24 zatytułował "Spowiedź pijarowca". Tłumaczy w nim, że wybrał takie niszowe medium, bo zwróciło ono jego uwagę publikacją na temat jego rezygnacji z funkcji głównego doradcy premiera. "Informacja była krótka ale rzetelna. Nie znalazłem w Pana tekście tak powszechnych dziś insynuacji, spekulacji czy próby pokazania się" - zaznacza Piechowicz.
Ujawnia, że decyzję o odejściu z KPRM podjął w grudniu, bo umówił się na współpracę z innym politykiem. Piechowicz deklaruje, że nie czuł się nielojalny, szkoląc innych polityków. "Pracowałem na pół etatu w Kancelarii Sejmu. Więc, w myśl wszelkich możliwych kanonów, musiałem też pracować gdzie indziej. Między innymi byłem związany kilkoma kontraktami rocznymi i kilkoma wieloletnimi. Na umowę zlecenie, umowę o dzieło, czy też dzięki zatrudnieniu na część etatu. To składowe, które budowały moją zawodową rzeczywistość. Dla mnie sprawa była klarowna" - zaznacza.
Jego zdaniem nielojalnie zachował się poseł Wipler, nagłaśniając całą sytuację. "Nie pracuję dla ugrupowań i nie chcę ich oceniać. W przypadku posła Wiplera jednak sobie na to pozwolę. W zasadzie cała jego ewolucja przebiegła w takim oto modelu: Został pobity przez kobietę na Mazowieckiej i to tak nim wstrząsnęło, że udał się na Wiejską, żeby tam pobić inną kobietę, mam na myśli Iwonę Sulik" - zarzuca Piechowicz.