Rusłan Szoszyn: Łukaszenko skazałby nawet papieża

Pokojowa Nagroda Nobla dla reżimu nie ma najmniejszego znaczenia. Dyktator już od dawna nie dba o własny wizerunek.

Publikacja: 03.03.2023 22:04

Aleksander Łukaszenko

Aleksander Łukaszenko

Foto: PAP/EPA, VLADIMIR ASTAPKOVICH/SPUTNIK/KREMLIN POOL / POOL

Nie mam wątpliwości co do tego, że gdyby Białorusin został głową Kościoła i tak jak niegdyś Jan Paweł II troszczył się o przyszłość swojej ojczyzny, zostałby skazany przez sąd w Mińsku na wiele lat łagrów. Chociażby zaocznie. Za "ekstremizm", "nawoływanie do nienawiści" i "działalność wywrotową". Zresztą w 2020 roku ówczesnego zwierzchnika białoruskich katolików Tadeusza Kondrusiewicza Łukaszenko nie wpuszczał do własnego kraju, arcybiskup musiał koczować przez kilka miesięcy w okolicy polsko-białoruskiej granicy, przygarnięty gościnnie w jednej z polskich parafii. Już wtedy urzędujący od 1994 roku dyktator udowodnił, że na Białorusi nie ma ludzi nietykalnych. Każdy, kto głośno mówi i stanowi zagrożenie dla jego władzy, zostanie wyeliminowany.

Czytaj więcej

Laureat pokojowego Nobla Aleś Bialacki skazany na 10 lat więzienia

Wydawać by się mogło, że skazanie na wieloletnie więzienie laureata Pokojowej Nagrody Nobla jest totalną porażką wizerunkową nawet dla autorytarnego przywódcy. Chociażby dlatego, że ma to bardzo kiepskie  analogie historyczne. Na myśl przychodzi Carl von Ossietzky, dziennikarz i przeciwnik III Rzeszy, który niedługo po otrzymaniu pokojowego Nobla (w 1936 r.) zmarł w szpitalu więziennym.  Liu Xiaobo, chiński pisarz i obrońca praw człowieka również otrzymał nagrodę będąc za kratami (w 2010 r.), zmarł w więzieniu siedem lat później.

Łukaszenko w piątek skazał Alesia Bialackiego na 10 lat łagrów. I jego współpracowników: Waliancina Stefanowicza (9 lat), Uładzia Łabkowicza (7 lat łagrów), Dzmitryja Sałaujowa (8 lat więzienia). Większość z nich miałem zaszczyt poznać osobiście kilkanaście lat temu. Centrum „Wiosna” nigdy nie było organizacją walczącą o władzę, nie angażowało się w kampanie wyborcze,  od lat pomagało ofiarom dyktatury Łukaszenki, zarówno przebywającym na wolności, jak i za kratami.

Represjonowanym opozycjonistom, dziennikarzom i działaczom społecznym obrońcy praw człowieka tłumaczyli, jakie mają prawa, czym jest konstytucja, kodeks karny czy administracyjny. Jak mają się zachować, gdy zostaną zatrzymani czy aresztowani. Przeprowadzano odpowiednie szkolenia i seminaria, całkowicie za darmo i dla każdego,  kto chciał dowiedzieć się więcej o swoich prawach, nawet w warunkach dyktatury. Więźniom politycznym prawnicy „Wiosny” pomagali się bronić przed reżimowymi sądami czy prokuraturą. Wynik był znany wcześniej, ale mimo to wierzyli, że nawet totalitarny reżim musi działać według obowiązujących ustaw i procedur prawnych.

Przez ponad dwie dekady swojej działalności zebrali wystarczająco dużo dowodów, by w wolnej Białorusi postawić przed niezawisłym sądem nie tylko dyktatora, ale i wielu jego współpracowników na znacznie niższych szczeblach. Udokumentowali tysiące niesprawiedliwych wyroków, które zapadały na podstawie całkowicie spreparowanych zarzutów. Zarzutów, które złamały niejedno życie ludzkie. A można też przypomnieć porwania opozycyjnych polityków i dziennikarza (Wiktar Hanczar, Juryj Kacharanka, Anatol Krasouski, Dzmitry Zawadzki) w latach 1999-2000, których ciał nigdy nie odnaleziono. I wiele innych bulwersujących spraw, prawdy o których Białorusini za rządów Łukaszenki się nie dowiedzą.

Bialacki i jego współpracownicy robili wszystko, by przynajmniej o przestępstwach reżimu nie zapomniano. By nazwiska represjonowanych i więźniów politycznych nie zostały wytarte z pamięci. Skazując ich, Łukaszenko zapisuje się w historii jako dyktator skazujący noblistę na wieloletnie więzienie. I stawia swój kraj w jednym szeregu z III Rzeszą i komunistycznymi Chinami. Przywódca, który ma w więzieniach już 1457 więźniów politycznych, nie przyjmuje się jednak wizerunkiem. Myśli o tym, jak utrzymać władzę i pozbyć się kolejnych „nielojalnych” obywateli.

Nie mam wątpliwości co do tego, że gdyby Białorusin został głową Kościoła i tak jak niegdyś Jan Paweł II troszczył się o przyszłość swojej ojczyzny, zostałby skazany przez sąd w Mińsku na wiele lat łagrów. Chociażby zaocznie. Za "ekstremizm", "nawoływanie do nienawiści" i "działalność wywrotową". Zresztą w 2020 roku ówczesnego zwierzchnika białoruskich katolików Tadeusza Kondrusiewicza Łukaszenko nie wpuszczał do własnego kraju, arcybiskup musiał koczować przez kilka miesięcy w okolicy polsko-białoruskiej granicy, przygarnięty gościnnie w jednej z polskich parafii. Już wtedy urzędujący od 1994 roku dyktator udowodnił, że na Białorusi nie ma ludzi nietykalnych. Każdy, kto głośno mówi i stanowi zagrożenie dla jego władzy, zostanie wyeliminowany.

Pozostało 80% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Nowe stanowisko Aleksandra Łukaszenki. Dyktator zakładnikiem własnego reżimu
Polityka
Parlament Europejski nie uznaje wyboru Putina. Wzywa do uznania wyborów za nielegalne
Polityka
W USA trwają antyizraelskie protesty na uczelniach. Spiker Johnson wybuczany
Polityka
Kryzys polityczny w Hiszpanii. Premier odejdzie przez kłopoty żony?
Polityka
Mija pół wieku od rewolucji goździków. Wojskowi stali się demokratami