Deutsche Welle: Jak ocenia Pan dzisiejszy stan relacji polsko-niemieckich?
Jarosław Gowin: Wywodzę się ze środowiska Znaku i „Tygodnika Powszechnego", a więc z tego kręgu polskich katolików, którzy w latach 60. jako pierwsi podjęli współpracę z organizacjami niemieckimi w duchu listu polskich biskupów do biskupów niemieckich i słów w nim zawartych: „wybaczamy i prosimy o wybaczenie".
Po drugie, w sprawach międzynarodowych jestem realistą geopolitycznym. Politykę zagraniczną trzeba zaczynać od studiowania mapy. Gdy się patrzy na położenie Polski, to staje się oczywiste, że Polska nie może mieć równocześnie złych relacji i z Rosją, i z Niemcami. Dlatego Niemcy w mojej ocenie są dla Polski nie tylko głównym partnerem gospodarczym, ale też strategicznym sojusznikiem w Europie.
Jak pogodzić to racjonalne spojrzenie na politykę międzynarodową z antyniemieckim populizmem obecnym w PiS-ie, z podkreślaniem negatywów płynących z niemieckiej „dominacji" w Europie?
Ważne, byśmy w naszych wzajemnych relacjach unikali hipokryzji. Niezależnie od tego, że patrzę na Niemcy jako na strategicznego sojusznika, to z szacunkiem odnoszę się do emocji tej części polskiego społeczeństwa, która kontynuuje żywą pamięć o czasach II wojny światowej. Poza tym także dziś są pewne sprzeczności interesów, przede wszystkim w kwestiach energetycznych – mam tu na myśli Nordstream 2. Kolejna sprawa to kwestia imigracji, wobec której Polska i kraje Grupy Wyszehradzkiej mają może nie stuprocentową rację, ale na pewno mają rację w większości aspektów.