Swoją znajomość z Pawłem Zalewskim uważam za zakończoną – tak ostro prezydent Lech Kaczyński wypowiedział się o byłym szefie Sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych. Było to już w lipcu.
Poseł popadł w niełaskę u Lecha i Jarosława Kaczyńskich, gdy wraz z opozycją skrytykował szefową MSZ. Na posiedzeniu swej komisji wypytywał Annę Fotygę o wyniki unijnego szczytu w Brukseli (Polska zrezygnowała z pierwiastka) i skarżył się, że nie uzyskał odpowiedzi.
Reakcja prezesa PiS była natychmiastowa. Uznał to za nielojalność i zawiesił Zalewskiego w prawach członka partii. Już wtedy grożono posłowi wyrzuceniem z PiS. – Niestety, ostatnio przyjęło się definiować lojalność jako posłuszeństwo – bronił go Radosław Sikorski, wtedy senator PiS.
Zaledwie dwa miesiące wcześniej, w maju, Zalewski został wyniesiony na stanowisko wiceprezesa PiS. Zajął miejsce po innym polityku wywodzącym się także z Przymierza Prawicy Marku Jurku, który odszedł z partii. Mówiło się nawet, że Zalewski może po nim objąć fotel marszałka Sejmu. Ale tak bardzo prezes PiS nigdy Zalewskiemu nie ufał. Nie wywodzi się on bowiem ze starej drużyny Kaczyńskiego – przystąpił do PiS sześć lat temu wraz z konserwatystami Kazimierza M. Ujazdowskiego.
Ten 43-letni historyk, wychowany w kulcie Józefa Piłsudskiego, polityką zajmuje się już od lat 80. Działał w NZS, potem brał udział w obradach Okrągłego Stołu (w podzespole ds. szkolnictwa wyższego). W 1991 r. został posłem Unii Demokratycznej, z której wywodzą się też politycy PO. Ale Zalewski długie lata stał w drugim szeregu i szukał swego miejsca. Przeszedł do Partii Konserwatywnej i od tej pory wraz z Ujazdowskim współtworzył kolejne ugrupowania konserwatywne, działał też w AWS. – Razem z moim konserwatywnym środowiskiem budowaliśmy PiS i ta partia ma jeszcze misję do spełnienia – bronił się latem Zalewski.