Donald Tusk w czasie lotu powrotnego z Berlina zdradził dziennikarzom, że podczas nocnego spotkania z głową państwa w poniedziałek nie porozumiał się z prezydentem w sprawie tego, kto ma stanąć na czele delegacji na szczyty w Lizbonie i Brukseli.
Premier podkreślał różnicę między oboma szczytami: chodzi o kwestię reprezentacji Polski podczas podniosłych uroczystości w Lizbonie, gdzie będzie podpisany traktat reformujący Unię Europejską, oraz o udział w rutynowym spotkaniu Rady Europejskiej w Brukseli. Tusk zaproponował Kaczyńskiemu, by w Portugalii to prezydent szefował polskiej delegacji. Premier nie chciał mówić o otwartym konflikcie.
– Nazwałbym to raczej trudną kohabitacją – powiedział.Prezydent, powołując się na zapisy konstytucji, argumentował, że to on powinien stać na czele polskiej delegacji na oba szczyty. – Lech Kaczyński powoływał się na fakt, że w konstytucji prezydent jest wymieniany w kontekście polityki zagranicznej kilkakrotnie, premier zaś tylko raz – zdradził polityk z najbliższego otoczenia Tuska.
Politycy rozstali się bez ostatecznych uzgodnień. Lech Kaczyński zapowiedział, że jeżeli nie będzie stał na czele obu delegacji, to nie pojedzie ani do Lizbony, ani do Brukseli. – Decyzja musi być podjęta najpóźniej w środę – powiedział premier. Szef jego gabinetu politycznego Sławomir Nowak zdradził, że możliwe są jeszcze rozmowy ostatniej szansy.
– To premier powinien uczestniczyć w rutynowym posiedzeniu Rady Europejskiej, gdzie spotykają się szefowie rządów i gdzie będą omawiane sprawy wewnętrzne UE. Tu chodzi o rzetelną reprezentację i niedawanie powodu do tego, by różni europejscy partnerzy zastanawiali się nad tym, czy Polska jest reprezentowana na odpowiednim szczeblu, czy nie – sądzi Nowak. I dodaje: