Nie cichną echa pierwszego wystąpienia premiera do narodu. Najpierw politycy oburzali się, że do jego realizacji wynajął prywatną firmę, co kosztowało 11 tys. zł, a jak się dowiedziała „Rz” TVP ma dziś ogłosić, że przygotowanie wystąpienia przez nią wyniosłoby prawie 9,5 tys. zł.
Teraz politycy krytykują jego treść. Więcej darmowych obiadów dla dzieci i komputery dla najbiedniejszych – to obietnice, które złożył Donald Tusk. – Głodne dziecko to hańba, z którą walczyły już poprzednie rządy. Nie zaznam spokoju, dopóki nie będę miał pewności, że w Polsce żadne dziecko nie chodzi głodne – mówił.
– Jeśli ktoś mówi o hańbie głodnych dzieci, a równocześnie bierze dziesiątki milionów złotych z budżetu państwa dla własnej partii, to musi szukać różnych uzasadnień – to również wypowiedź Donalda Tuska, tyle że sprzed trzech lat, kiedy w „Sygnałach dnia” komentował słowa Jarosława Kaczyńskiego, gdy ten szermował argumentem głodnych dzieci.
Dziś opozycja nie pamięta już słów Kaczyńskiego i chętnie krytykuje szefa rządu. – To, co premier mówi o głodnych dzieciach, to propaganda szyta grubymi nićmi – komentuje Tadeusz Cymański (PiS). – Odpowiedni program od dawna jest już realizowany, od kiedy PiS rządziło. Problem, jeśli nadal istnieje, został zmarginalizowany.
Do programu dożywiania dzieci przyznaje się też SLD. – To rząd Leszka Millera podjął decyzję o przywróceniu stołówek w szkołach. Na szczęście kontynuowały to kolejne rządy – mówi Krystyna Łybacka (SLD).