Goliszewski: Biznes nie chce już głosować na PO

Wielu ludzi gospodarki może poprzeć SLD lub PJN – uważa Marek Goliszewski, prezes Business Centre Club

Publikacja: 26.12.2010 20:15

Marek Goliszewski

Marek Goliszewski

Foto: Fotorzepa, Danuta Matloch

[b]"Rz": Patrzy pan czasem na licznik długu publicznego Leszka Balcerowicza, który stoi w centrum Warszawy?[/b]

[b]Marek Goliszewski, prezes BCC:[/b] Mam podobny licznik na biurku i codziennie na niego patrzę.

[b]To jest pan takim samym ekonomicznym czarnowidzem jak Balcerowicz.[/b]

Jestem realistą, tak jak wszyscy, którzy o tym długu mówią co najmniej od dwóch lat. Bo on wisi nad nami, nad naszymi dziećmi i hamuje wiele procesów gospodarczych.

[b]Nie widać tego zahamowania, skoro Polska mimo kryzysu ma znowu niezły wzrost gospodarczy, około 4 proc. PKB w tym roku.[/b]

Cieszmy się. Ale żeby dogonić Niemców czy Francuzów, w ciągu 30 lat musimy mieć rok w rok 7-proc. wzrost PKB. Poza tym ten 4-proc. wzrost gospodarczy niestety nie wynika z redukcji długu publicznego – to już 755 mld zł, czy deficytu budżetu, ale ze wzmożonych zakupów obywateli, którzy obawiając się podwyżki VAT, robią zapasy. To rezultat przyznanych Polsce pieniędzy europejskich, które jednak już niedługo się skończą. To wreszcie słaba złotówka, która napędza eksport, oraz wznowiona akcja kredytowa banków. A tymczasem odsetki od długu publicznego są większe niż wpływy podatkowe przedsiębiorstw. I kombinacje z OFE wystarczą na krótką metę.

[b]Sam pan mówi, że społeczeństwo mamy ubogie. Może premier Donald Tusk ma rację, że nie funduje nam kolejnych lat zaciskania pasa.[/b]

Premier Tusk mówi: liczy się tu i teraz, co należy rozumieć, że niespecjalnie liczy się przyszłość. Kiedy po raz pierwszy lansował to hasło, leczyłem nowotwór i pomyślałem sobie: dobrze, pożyję wygodnie przez rok. Ale kiedy mi ten nowotwór wyleczyli, przestałem być zadowolony. To tak półżartem. Długi, które zaciąga nasze państwo, spadną za kilka lat na mnie – emeryta – i moje dzieci. Rząd powinien przestać rozrzucać na prawo i lewo rozmaite zasiłki. BCC przygotował plan stabilizacyjno-ratunkowy finansów publicznych: uzależnić transfery socjalne od kryterium dochodowego, reformować KRUS, zmniejszyć administrację, wprowadzić 19-proc. VAT itd. To w roku przyszłym dałoby dodatkowe 20 mld zł, a w 2013 nawet 60 mld. A dziś sięgamy drugiego progu ostrożnościowego w zadłużeniu. Przejdziemy trzeci i będzie bunt społeczny, jak w Grecji.

[b]Co z tego wyniknie w przyszłym roku? Przewiduje pan oszczędności?[/b]

Nie. Żadnych reform się nie spodziewam. To będzie przecież rok wyborczy.

[b]Przecież mamy ofensywę programową rządu. Pamięta pan, jak premier któregoś dnia pojawił się w Sejmie i zapowiedział, że osobiście dopilnuje jej przebiegu? [/b]

Premier jest politykiem, a polityka rządzi się innymi zasadami niż ekonomia. Z punktu widzenia reformowania państwa uważam, że przyszły rok będzie czasem straconym. Możemy mieć nawet 5-proc. wzrost gospodarczy, ale będzie on uzależniony od kondycji gospodarczej Niemiec i innych państw. Na szczęście wygląda na to, że gospodarka światowa i europejska wychodzą z kryzysu. Gdzieś tam co prawda pojawiają się złowróżbne prognozy, że zawali się strefa euro, ale Europejczycy nie zrezygnują z posiadania 19-bilionowego, największego rynku świata.

[b]Dlaczego euro się nie zawali? Kraje mające tę walutę przeżywają przecież poważne problemy.[/b]

Pokonują je. Na kryzysie greckim Niemcy na przykład zarobili. Euro poszło tak w dół, że niemiecki eksport ogromnie wzrósł.

[b]Ożywienie europejskie zapewne pociągnie i naszą gospodarkę. Z tego wynika, że strategia jazdy na gapę (wykorzystywania skutków wprowadzenia pakietów stymulacyjnych w państwach ościennych), którą przyjął rząd na początku kryzysu, nieźle się sprawdza. [/b]

Niektórzy politycy na początku kryzysu namawiali ministra finansów, żeby pobudził popyt i rzucił więcej pieniędzy na rynek. Nie uległ im i chwała mu za to. Ale i tak wydatki sektora finansów publicznych i spadek dochodów przyniosły poluzowanie fiskalne oscylujące wokół 5,2 procent PKB. Dziś brakuje nam inwestycji przemysłowych, które dają miejsca pracy i pozwalają na podwyższanie pensji. Może więc dzięki jeździe na gapę poszybujemy trochę do góry, ale na pewno nie w stopniu, który by nas satysfakcjonował. Poprawa sytuacji obywateli będzie zbyt wolna. Pod względem zamożności jesteśmy na ostatnich miejscach w Europie. Dlatego uważam, że premier powinien wygłosić orędzie w sprawie reform. Wytłumaczyć Polakom na czym miałyby one polegać. Nawet przeprowadzić referendum w tej sprawie. Otrzymać mandat społeczny dla zmian. I ruszyć!

[b]Naprawdę uważa pan, że takie referendum mogłoby wypaść korzystne dla rządu?[/b]

Jestem pewien, że Polacy zgodziliby się na reformy. Tak jak zaakceptowali w 2008 roku pomysł odejścia od złotówki na rzecz euro po rzetelnej akcji informacyjnej o korzyściach z tego wynikających.

[b]A widział pan najnowsze sondaże na temat akceptacji dla wprowadzenia euro w Polsce? W tej chwili popiera to tylko jedna trzecia Polaków.[/b]

Bo ludzie zapomnieli, co wprowadzenie euro oznacza. Ale jeżeli im się wyliczy, ile tracą, gdy wymieniają złotówki na euro, to zaręczam, że znakomita większość będzie ”za.”

[b]Podobno uniknęliśmy kryzysu, bo zamiast euro mieliśmy złotówkę, która się osłabiła.[/b]

To taki propagandowy slogan. Na wahaniach kursu złotówki polscy przedsiębiorcy, obywatele stracili setki milionów złotych.

[b]Ale przecież wzrósł dzięki temu eksport.[/b]

Mimo to mamy ciągle deficyt handlowy wynoszący 3 mld euro. Możliwości ekspansji polskiego eksportu są ograniczane m.in. przez wysokie narzuty na płace, które podwyższają koszty produkcji. Każda pensja jest obciążona 40-60-procentowym narzutem w postaci rozmaitych danin, które płaci pracodawca - na Fundusz Pracy, Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych, Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych, składka rentowa, podatki itd. To jest jarzmo dla całej gospodarki.

[b]Euro nam na to nie pomoże. Przecież ten klin podatkowy nie zniknie wraz z przyjęciem europejskiej waluty.[/b]

Euro pomogłoby, bo waluta byłaby stabilna. Jeżeli kurs złotówki się waha, to trudno zaplanować wysokość produkcji czy eksportu, bo towar z dania na dzień może stać się droższy, nieopłacalny. Spełnienie kryteriów z Maastricht i wejście Polski do strefy euro oznaczałoby systematyczne podnoszenie poziomu życia obywateli. Szybciej uplasowałoby nas w pierwszej 15 najzamożniejszych krajów europejskich.

[b]Na razie euro nie mamy i nie wiadomo, kiedy będziemy mieli. Porzućmy więc marzenia i zejdźmy na ziemię. Rząd utrzymuje wysokie poparcie, ale ale grupa jego przeciwników powoli rośnie. Zasłużenie?[/b]

Tak. Mam w Platformie wielu kolegów i nieraz im mówiłem, że przedsiębiorcy się od nich odwracają. Biurokracja za rządów Platformy Obywatelskiej rozrosła się o 60 tysięcy ludzi. Prokuratorzy i sędziowie nadal podejmują decyzje, które rujnują przedsiębiorców. Z powodu przewlekłych procesów firmy bankrutują, pracownicy idą na bruk, a po paru latach okazuje się, że pracodawcy byli niewinni. Ale firmy, miejsc pracy i pensji już nie ma. Notujemy natomiast postęp, jeżeli chodzi o budowę dróg. Do przodu idzie też prywatyzacja, choć trudno nie protestować, że taka firma jak Enea zostaje sprzedana rządowi innego państwa, a nie polskiemu inwestorowi. Chyba nie na tym polega prywatyzacja. Miał być podatek liniowy, lecz go nie ma. Miało być uporządkowanie systemu podatkowego, a w zamian mamy podwyżkę VAT. Miało być przyjazne państwo…

[b]To cała litania żalów.[/b]

Faktów. I to wcale nie koniec. Proszę pójść do publicznego szpitala – włosy stają dęba na głowie na widok tego, co się tam dzieje. Premier ma oczywiście lecznicę rządową, ale niech spróbuje jako zwykły obywatel dostać się do lekarza. To oznacza kilka miesięcy czekania na wizytę, a potem kilka godzin siedzenia w nerwach pod gabinetem. A lekarze, którzy przyjmują pacjentów, są nieprzytomni ze zmęczenia. Dlatego przedsiębiorcy nie bardzo chcą już głosować na PO.

[b]To na kogo będą głosować za rok? [/b]

Duża część z nich będzie głosowała na SLD. Bo skoro lewicowy premier Leszek Miller obniżył CIT dla przedsiębiorców z 27 do 19 procent i wpływy podatkowe z tego tytułu wzrosły o 30 proc., jeżeli uruchomił ustawę o swobodzie gospodarczej, to znaczy, że ta lewica może myśleć i działać prorynkowo, jak Partia Pracy.

[b]Nie widać, żeby lewica miała jakąś konkretną ofertę dla przedsiębiorców.[/b]

Być może dzisiaj jej nie ma, ale przedsiębiorcy chcą rozmawiać. I jeżeli SLD wiarygodnie wykaże, że przeprowadzi prorynkowe reformy, to wielu ludzi gospodarki zagłosuje w przyszłym roku na tę partię. Lub na Polska Jest Najważniejsza.

[b]Życzyłby pan sobie zmiany ekipy rządzącej?[/b]

Życzyłbym sobie w naszym kraju „szybciej, dalej, głębiej“, bez oglądania się na słupki wyborcze i strach przed szokiem obywateli spowodowanym reformami. Niektórych ministrów oceniam wysoko, na przykład Aleksandra Grada czy Bogdana Klicha, z którym uruchamiamy Forum Przemysłowo-Obronne. U nich widzę chęć działania. Ale taka determinacja musi być w całym rządzie, a przede wszystkim u premiera. On, niestety, jest 100-procentowym politykiem i będzie blokował jakiekolwiek ruchy, które mogłyby jego zdaniem narazić na szwank PO.

[b]Czego więc powinniśmy sobie życzyć w przyszłym roku? [/b]

Sobie powinniśmy życzyć, żeby nie było gorzej. Europie – żeby znalazła swoją drogę i pieniądze z oszczędności budżetowych i szybciej się rozwijała, bo my na tym wózku jedziemy. A rządowi odwagi do przeprowadzenia zmian. Obawiam się jednak, że to życzenie nie zostanie spełnione. Należy więc dążyć do tego, żeby po przyszłorocznych wyborach parlamentarnych do Sejmu dostało się więcej ludzi, którzy znają się na gospodarce. BCC zamierza o to zadbać. Śledzimy głosowania każdego posła w sprawach gospodarczych i przed wyborami prześlemy rekomendacje naszym członkom oraz innym organizacjom gospodarczym. Żeby przedsiębiorcy, których jest blisko 3 miliony, wiedzieli, na kogo mogą liczyć.

[i]—rozmawiała Eliza Olczyk[/i]

[b]"Rz": Patrzy pan czasem na licznik długu publicznego Leszka Balcerowicza, który stoi w centrum Warszawy?[/b]

[b]Marek Goliszewski, prezes BCC:[/b] Mam podobny licznik na biurku i codziennie na niego patrzę.

Pozostało 98% artykułu
Polityka
Adrian Zandberg podsumował rok rządu Donalda Tuska. Wskazał „podstawowy grzech”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Polityka
Sondaż: Młodzi ludzie stawiają na Konfederację, jest też wielu niezdecydowanych
Polityka
Co z ustawą o związkach partnerskich? „Największy projekt, który wyjdzie z rządu”
Polityka
Zielone światło UE dla zapory na granicy polsko-białoruskiej
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Polityka
Ukraina łączy Tuska i Macrona