Władze PiS robią kolejny krok w tył wobec zapowiedzi sprzed trzech lat demokratyzacji wyborów regionalnych zarządów partii. Wyznaczone właśnie przez Jarosława Kaczyńskiego warunki startu w nich sprawiają, że to prezes PiS zachowa pełną kontrolę nad tym, kto będzie mógł ubiegać się o kierowanie okręgowymi strukturami.
- To klasyczna realizacja starej zasady "czasem trzeba coś zmienić tak, żeby nic się nie zmieniło" - komentuje dr Rafał Chwedoruk, politolog z UW.
Wybory władz okręgowych w PiS zgodnie ze statutem partii powinny się odbyć w ubiegłym roku. Ale w listopadzie przełożono je o kilka miesięcy z powodu kryzysu związanego z odejściem Zbigniewa Ziobry.
Teraz partia kolejny raz przygotowuje się do wyłonienia lokalnych władz. To one będą odpowiadać za działania partii w 14 okręgach. - Decyzją Komitetu Politycznego PiS powinny odbyć się one w pierwszym kwartale tego roku. Sądzę, że nastąpi tona przełomie lutego i marca - mówi "Rz" poseł Joachim Brudziński, przewodniczący Komitetu Wykonawczego PiS.
W 2009 r. pod wpływem krytyki, jaka podniosła się w partii po przegranych przez PiS wyborach do Parlamentu Europejskiego, Kaczyński zapowiedział "zdemokratyzowanie" struktur terenowych. Deklarował, że terenowi działacze będą mogli wybierać szefów struktur z grona wszystkich chętnych. Wcześniej praktyką w PiS było, że wybory polegały na głosowaniu za lub przeciw kandydatowi rekomendowanemu przez Kaczyńskiego. Ale wolne wybory w PiS przeprowadzono tylko raz: do zarządów powiatowych. Teraz prezes znów chce zachować kontrolę nad tym, kogo lokalni działacze będą mogli wybierać.