To najgorsze to podsłuch i prowokacje.

Podczas poprzedniej kadencji Donald Tusk idąc do restauracji siadał, odwrotnie niż Dziki Bill Hickok, a właściwie James Butler Hickok, tyłem do sali. Dziś nie robi już nawet tego, bo przestał wychodzić na miasto. Od nieznajomych stroni, zastrzeżonych dokumentów nie dotyka pisze "Newsweek". Od biznesu trzyma się z daleka i niczego nie załatwia przez telefon. Nawet z własnym synem kontaktuje się przez synową.

W kancelarii też nie czuje się pewnie. Okna premierowskiego gabinetu wychodzą na park i Tusk boi się, że może być przez nie namierzany. Dlatego, jeśli sprawa jest poufna, to zaciąga w nich zasłony a gości prosi o pozostawienie telefonów w sekretariacie.

Premier gdy chce rozmawiać swobodnie, to przenosi się do pomieszczenia w części wypoczynkowej budynku, skąd okna wychodzą już tylko na dziedziniec. Dopiero tam jest bezpieczny.