Wpływowy rosyjski dziennik „Wiedomosti" twierdzi, że gdyby prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenko miał rosyjskie obywatelstwo, mógłby być „przeciwnikiem Putina w najbliższych wyborach prezydenckich w 2018 roku". Po raz ostatni o perspektywach Łukaszenki wprowadzenia się na Kreml rosyjskie media mówiły pod koniec rządów prezydenta Borysa Jelcyna. Temat powrócił wskutek siedmiogodzinnej konferencji prasowej, którą w piątek prezydent Białorusi urządził przeważnie dla rosyjskich mediów, i jeszcze bardziej podgrzał trwający od ponad pół roku konflikt białorusko-rosyjski.
– Po co chwytać nas za gardło? Bez rosyjskiej ropy damy sobie radę. Powiedzą, że to jest nierentowne, ale wolność i niepodległość są bardzo rentowne i nie mierzy się ich pieniędzmi i liczbami – powiedział Łukaszenko.
W ten sposób rządzący od ćwierćwiecza białoruski przywódca skomentował decyzję Rosji, która pod koniec ubiegłego roku zmniejszyła dostawy ropy na Białoruś o 20 proc. Kupując przez lata surowiec na preferencyjnych warunkach, Mińsk przepuszczał go przez swoje rafinerie i sprzedawał gotowe paliwo m.in. do krajów Unii Europejskiej. W tle pozostaje też ponadpółmiliardowy dług Białorusi za gaz.
Ale surowce energetyczne to nie wszystko. Łukaszenko oskarżył Rosję o łamanie porozumień międzypaństwowych. Skrytykował dyrektora rosyjskiego FSB, który kilka dni temu zdecydował się utworzyć na rosyjsko-białoruskiej granicy strefę graniczną. Oprócz tego białoruski prezydent oświadczył, że polecił rozpocząć sprawę karną wobec Siergieja Dankwerta, szefa Rossielchoznadzoru, rosyjskiej służby nadzoru sanitarnego, która ostatnio mocno ogranicza dostęp białoruskich produktów na rosyjski rynek.
Zasugerował też, że Władimir Putin nie ma wpływu na wszystkie procesy w Rosji, gdyż „działania pewnych sił rozmijają się z decyzjami rosyjskiego prezydenta".