Demokraci, którzy mają większość 233 deputowanych w 435-osobowej Izbie Reprezentantów i przez to ustalają porządek obrad komisji ds. impeachmentu Donalda Trumpa, na pierwszy ogień wystawili chargé d'affaires w Ambasadzie USA w Kijowie Billa Taylora i zastępcę sekretarza stanu ds. Europy Wschodniej George'a Kenta.
Obaj dyplomaci opisali, jak Trump zbudował równoległy mechanizm prowadzenia polityki zagranicznej na Ukrainie, na którego czele de facto stał osobisty adwokat prezydenta Rudy Giuliani, a brali w nim udział m.in.: specjalny wysłannik USA na Ukrainę Kurt Volker (od tego czasu złożył dymisję), amerykański ambasador przy UE (i sponsor kampanii prezydenckiej z 2016 r.) Gordon Sondland i sekretarz ds. energii Rick Perry.
Wszyscy oni działali poza wiedzą oficjalnych kanałów Departamentu Stanu i zdymisjonowanej 20 maja tego roku ambasador USA w Kijowie Marie Yovanovitch (będzie zeznawać przed Kongresem w piątek). Cel był jeden: znalezienie „kompromatów" na głównego rywala Trumpa w nadchodzących wyborach prezydenckich Joe Bidena i jego syna Huntera.
Javeliny za przysługę
– Gdy Trump wspomniał Zełenskiemu o możliwości przekazania długo wyczekiwanych przez Ukrainę pocisków antyczołogowych Javelin, od razu zastrzegł, że w zamian oczekuje „przysługi". Chodziło o Bidenów. Czy było to w interesie USA? Absolutnie nie – mówił przewodniczący komisji ds. impeachmentu, demokratyczny deputowany z Kalifornii Adam Schiff.
Sprawa zapewne do tej pory nie wypłynęłaby na światło dzienne, gdyby nie anonimowy demaskator, który ostrzegł, że w rozmowie telefonicznej z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim 25 lipca Trump wykorzystał w prywatnej sprawie prerogatywy państwa. Szczególnie podejrzane jest wstrzymanie przez amerykańskiego przywódcę 491 mln USD zatwierdzonej już przez Kongres pomocy wojskowej dla prowadzącego z Rosją wojnę państwa.