– Zawsze mnie interesowało, skąd się bierze w człowieku talent – zastanawiał się reżyser. – Zbyt łatwo jest powiedzieć, że zostaje przekazany w genach, że ma związek z wykształceniem albo ciężką pracą. Fakty takich tez nie potwierdzają. Niektórzy mówią: to iskra od Boga. Może to prawda, kimkolwiek ów Bóg by był... Ale jedno wiem na pewno: talent nie zapewnia ani szczęścia, ani powodzenia. Ilu wielkich artystów umierało niezrozumianych, w nędzy i zapomnieniu?
Ale też Forman nie byłby sobą, gdyby nie zadawał ogólnych pytań o kondycję społeczeństw i czynniki, od których ona zależy. Mówiąc o tym, często sięgał do historii. Wtedy, gdy w filmie „Duchy Goi" pokazywał moment przejęcia władzy w Hiszpanii przez bonapartystów, i wtedy, gdy w „Ragtime" pokazywał rasizm w Ameryce początku XX w.
„Ragtime" dostał osiem nominacji do Oscara, ale członkom Akademii w roku 1982 nie starczyło już odwagi, by te wyróżnienia dla krytycznego w stosunku do Ameryki filmu przekuć w statuetki. Jednak Forman na amerykańskich kolegów narzekać nie mógł. W przeciwieństwie do kojarzonego z włoską tradycją Martina Scorsese on nigdy nie był przez akademików ignorowany. W ciągu 50 lat spędzonych w Stanach zrobił dziewięć filmów i zebrał worek Oscarów. Najwięcej za „Amadeusza", który 11 swoich nominacji przekuł w osiem statuetek, pięć przyniósł mu „Lot nad kukułczym gniazdem".
Dusza i rozrywka
Czeski artysta dobrze czuł się w Ameryce. Może i dlatego, że szybko zrozumiał, że musi się liczyć z publicznością. Gdy przed laty spytałam go, jak widzi różnice między kinem amerykańskim a europejskim, odpowiedział:
– Generalizacje są zawsze niebezpieczne, ale można powiedzieć tak: twórcy amerykańscy najpierw myślą o aspekcie rozrywkowym filmu, a dopiero później próbują zgłębiać tajniki duszy człowieka, jeśli w ogóle. A twórcy europejscy najpierw zgłębiają tajniki duszy człowieka, a dopiero potem myślą o aspekcie rozrywkowym filmu, jeśli w ogóle.
Ale też zaraz dodał:
– Wszyscy mówią „Hollywood". A Hollywood tak naprawdę nie istnieje. Są tysiące Hollywoodów. Różnych. Ja miałem szczęście, bo udało mi się trafić na swoje Hollywoody, na swoich producentów, którzy dają mi robić to, co chcę.
W 1999 r. Forman ożenił się po raz trzeci, z młodszą od niego o 34 lata Czeszką Martiną Zborilovą, z którą miał kolejną parę bliźniaków – Andy'ego i Jamesa. W ostatnich latach już nie pracował, choć wciąż o kinie myślał. Pamiętam, że dziewięć lat temu, zapytany w Karlowych Warach o marzenia, odpowiedział:
– Od dawna próbuję uzbierać pieniądze na film o konferencji monachijskiej z 1938 r., która rozpoczęła rozbiór Czechosłowacji. I jeszcze jedno: chciałbym przejechać się tramwajem.
Tramwajem w Pradze się przejechał. Filmu nie udało mu się zrealizować. Ale i tak miał rację, gdy mówił, że jest szczęściarzem. Bo ilu ludzi może – jak on – pod koniec życia wyznać: „Spełniły się wszystkie moje sny"?
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95